Gdy odchodzi Przyjaciel, który prosił o modlitwę…

Niedawno odeszła do Pana osoba, o której mogę powiedzieć „mój Przyjaciel w Chrystusie”. Cieszę się, że w ostatnich miesiącach życia mogłam czerpać z Jej życiowej mądrości i wiary. Kiedy ponad rok temu dowiedziałam się o trudnej diagnozie wysłałam smsa z pytaniem: „W czym pomóc?” – jedyna rzecz, o którą mnie poprosiła to była modlitwa.

 

„Jezu Ty się tym zajmij”

      Gdy poważnie zachorowała, ktoś wrzucił Jej do skrzynki list. To była kopia listu spisanego przez włoskiego mistyka, który miał dar rozmowy z Jezusem. Modlitwą, której się wtedy nauczyła były słowa „Jezu Ty się tym zajmij”. Ta krótka modlitwa nadawała sens wszystkim sytuacjom, które wymykały się spod Jej kontroli. Mówiła o tym jak puszcza sznurki, na których dotychczas kontrolowała sprawy domu, dzieci i zostawia wszystko Jezusowi.

      Pan Bóg był obecny w Jej codzienności. Na kilka dni przed śmiercią, mówiła o tym, że wszystkie siły czerpie z modlitwy, że nie wyobraża sobie, co by to było, gdyby przestała się modlić. Żyła Słowem Bożym i liturgią godzin. Bardzo poruszały Ją brewiarzowe katechezy świętego Augustyna. W nich odkryła sens chrześcijańskiego życia, które nie polega na szczęściu i dostatku, tylko na wierności krzyżowi. Kiedyś wpadłam do Niej rano przed pracą na babskie pogaduchy przy kawie. Okazało się, że jest pierwszy piątek miesiąca i kapłan przyszedł z Najświętszym Sakramentem. Pomyślałam wtedy, że przyszłam odwiedzić chorą koleżankę, a spotkałam Jezusa.

Bo drobne sprawy mają sens

      Lubiła kwiaty. Bardzo cieszyła się, gdy stały w pokoju, w którym spędzała całe dnie. Była obecna „tu i teraz”, nie żyła wspomnieniami, choć wspominała ważne życiowe wydarzenia. Kiedy mówiła o swoich dzieciach nie skupiała się na tym, jak to było kiedy byli mali, opowiadała raczej o ich codzienności, edukacji, pasjach, kulinarnych umiejętnościach, nowo założonych rodzinach. Troszczyła się o swoją mamę, która z nimi jakiś czas temu zamieszkała, bardzo cieszyła się, że ma ją blisko siebie.
      Pomimo fizycznej słabości celebrowała ważne chwile: urodziny, Święta, na imieniny wybrała się już na wózku na randkę z mężem, pozostawała też w stałym kontakcie ze swoją wspólnotą. Dopilnowała, aby przed śmiercią pojednać się ze wszystkimi.

Wdzięczność

      Kończąc życie cieszyła się z wielu rzeczy, wspominała lata małżeństwa, była dumna ze swoich dzieci, nosiła w sercu wdzięczność za wiele ludzkiej życzliwości, której doświadczała. Gdy Rodzina zmagała się z chorobą, wielu ludzi okazało Im pomoc. Ona nosiła w sercu wielką wdzięczność za tę hojność. Kiedyś opowiadała mi, że miała sen, w którym wygrała na loterii kilka milionów. Powiedziała z rozmarzonym uśmiechem na twarzy, że pierwsza myśl, jaką miała to, żeby kupić każdemu dziecku dom, a zaraz potem przyszła Jej myśl, że przecież trzeba oddać pieniądze tym wszystkim Dobrodziejom, którzy bezinteresownie udzielili wsparcia Jej rodzinie. Nawet we śnie zastanawiała się, jak do nich dotrzeć…

Kobiecość

      Gdy była zdrowa sprawnie prowadziła pełne życia gospodarstwo domowe i czuwała nad codziennymi potrzebami rodziny wielodzietnej. Gdy choroba przykuła Ją do łóżka nadal chciała zajmować się praniem, szykować posiłki. Niestety nie miała już na to siły. Z kanapy zawiadowała życiem rodzinnym, była do dyspozycji dzieci, gdy potrzebowały porozmawiać. Pozostała kobietą dbającą o siebie. Na niedzielę wkładała elegancką sukienkę, choć „tylko” leżała w łóżku. Żartowała sobie, że teraz, kiedy głównie leży może mieć ładne, niezniszczone dłonie i pomalowane paznokcie.

      Opowiadała mi też o swojej miłości do męża, z którym przeżyła w sakramencie małżeństwa 27 lat. Mówiła o tym jak bardzo lubiła być blisko niego i czuć jego
ciepło przy sobie. Gdy po raz ostatni trafiła do szpitala personel medyczny pozwolił, aby mąż przenocował z Nią na sali. Rozczuliłam się słuchając wspomnienia błogiej chwili, gdy Mąż zasnął i zaczął chrapać siedząc na fotelu tuż przy Jej szpitalnym łóżku.

Pielgrzymując do Nowego Jeruzalem

      Czy bała się śmierci…? Walczyła o każdy dzień, szukała sposobów, jak przedłużyć bycie tu na ziemi ze swoimi Bliskimi. Ale nigdy nie mówiła z lękiem o chwili przejścia… Miała świadomość, że życie mija i zbliża się ten najważniejszy dzień życia. Z troską mówiła o tym, że zostawi Dzieci i starała się je przygotować, na ten czas kiedy Jej w domu zabraknie. Z ufnością zawierzała swoje przejście Panu i wiedziała że, gdy stanie przed Nim pozna w pełni sens drogi, którą Bóg prowadził Ją przez życie.

      W dniu Jej pogrzebu przy trumnie stał wieniec z szarfą, na której było napisane: „Do zobaczenia w niebie”. Tak. Do zobaczenia w Niebieskim Jeruzalem, do którego tak bardzo pragnęłaś dotrzeć.

M