Wspomnienia o ks. Prałacie prof. Stanisławie Warzeszaku
Adorował Najświętszy Sakrament i Matkę Bożą
Do parafii na Wrzecionie trafiłem jako neoprezbiter. Znałem ks. Profesora z wykładów i pamiętałem go, jako człowieka niesamowicie oczytanego, który ciągle przytaczał cytaty w różnych językach, co rozbawiało nas kleryków, bo nie rozumieliśmy wykładowcy. Posiadał bogatą wiedzę bioetyczną, którą ciągle pogłębiał i aktualizował. Po śmierci brałem udział w sprzątaniu biblioteki po nim. Miał dwa wielkie pokoje z półkami, na których książki były ustawione podwójnie. Robiło to ogromne wrażenie. Po jego śmierci księgozbiór trafił na UKSW i do osób, którym mógł się przydać.
Ks. Warzeszak był bardzo wszechstronnie uzdolniony, a przy tym otwarty na ludzi i chętnie dzielący się wiedzą. Jako że był wykładowcą, zdarzało się, że wyjeżdżał np. na wykłady do Petersburga, a potem wracał i paniom z Żywego Różańca mówił o Panu Jezusie i tajemnicach różańcowych w sposób przystępny. Był dla każdego. Z parafialnych wspomnień, to mi i wielu osobom zapadł w pamięć widok proboszcza klęczącego wieczorami na adoracji w kaplicy. Prawie zawsze to on zamykał kaplicę adoracyjną, chyba że go akurat nie było. To był rytuał, siedział tam minimum pół godziny – do godziny wieczorem przed zamknięciem. Zdarzało się, że jeszcze jak kogoś spotkał po zamknięciu kaplicy, to stał i rozmawiał długo przy bramie wejściowej. Dla mnie najmocniej zostanie w pamięci ks. Stanisław przed Najświętszym Sakramentem – to było stałe i pewne.
Ciekawostką było też, że w naszej parafii pojawiali się obcokrajowcy, którzy dowiadywali się, że ks. Stanisław spowiada w różnych językach i przychodzili do niego do spowiedzi. Bywały takie dni, że żartował do nas mówiąc: No to wreszcie dzisiaj poużywałem sobie języków! Znał angielski, rosyjski, niemiecki, portugalski (bo kochał Fatimę, więc nauczył się portugalskiego), włoski.
Parafianie bardzo cenili sobie, że ks. Proboszcz chodząc po kolędzie dużo z nimi rozmawiał. Nie wiązało się to z tym, że siedział u nich długo, bo na to nie miał czasu, ale zawsze jego wizyta była skondensowana wg zasady „nie często, ale gęsto” – posłuchał, wypytał, coś opowiedział, pomodlił się – i parafianie dzięki temu byli nasyceni jego obecnością i bardzo zadowoleni, co wielokrotnie podkreślali.
Z inicjatywy ks. Proboszcza powstała kaplica Matki Bożej Fatimskiej, wybudowana w stylu góralskim, bliskim sercu ks. Stanisława. Stworzył przy niej ogród Maryi, pełen kwiatów. Wrzeciono jest zabudowane blokami i zapragnął, by mieszkańcy mieli choć skrawek pięknej natury, która skłaniałaby ich ku pięknie stworzenia i umożliwiała refleksję czy modlitwę. W tym ogrodzie spotykali się ludzie na modlitwie przy kaplicy Matki Bożej. Zaraz po śmierci ks. Warzeszaka parafia dostała nawet nagrodę za ten ogród w konkursie „Warszawa w kwiatach”. Ks. Stanisław kosił trawniki, sam wykonywał drobne naprawy w tym ogrodzie czy pielęgnował róże. Warto przyjechać na Wrzeciono, żeby zobaczyć ogród Maryi. Włożył w to dzieło wiele wysiłku. Ks. Stanisław bardzo dużo wymagał od siebie i od innych. Żył skromnie i megaoszczędnie, jeśli chodzi o korzystanie z różnych dóbr. Był bardzo surowy dla siebie pod każdym względem. Wykłady łączył z pracą w parafii. W związku z tym często wyjeżdżał na wyjazdy za granicę, a nas wikariuszy mobilizował do wytężonej pracy. A w pracy nie stawiał sobie żadnych granic. W ostatnich dniach przed śmiercią, w upały, bo zmarł przecież 24 sierpnia 2017 r., pracował tak dużo, że sądzę, że się po prostu zapracował. Pogrzeb ks. Stanisława odbył się w jego rodzinnej Parafii św. Łukasza w Lipnicy Wielkiej (Orawa). W prezbiterium nie było miejsca dla setek księży, ludzi tłum, z parafii na Wrzecionie na pogrzeb pojechały dwa autokary. Parafianie jeżdżą też indywidualnie na jego grób w Lipnicy, ja byłem już cztery razy.
Ks. Warzeszak nauczył też parafian na Wrzecionie związku między chorymi a parafią, zachęcał, by dzwonić, by informować o problemach zdrowotnych, by się wspólnie za siebie modlić. Miał to zacięcie dzięki pracy z medykami. Uczył też ludzi, by pogrzeby odbywały się w kościele parafialnym, by wspólnota parafialna, sąsiedzi mieli możliwość pomodlić się za każdego zmarłego, pożegnać go. I tak sam też wrócił do swojej rodzinnej parafii, by spocząć wśród swoich, chociaż historia jego życia pokazuje, że swoich miał wszędzie tam, gdzie się pojawiał.
Ks. Mikołaj Dobosz
były wikariusz parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Warszawie, obecnie posługuje we wspólnocie Emmanuel
Był świadkiem uzdrawiającej miłości Boga do człowieka
Ksiądz profesor Stanisław Warzeszak jako duszpasterz służby zdrowia troszczył się o regularne spotkania formacyjne. Zapraszany na spotkania medyczne nigdy nie odmawiał, ale szukał możliwości, by przyjść i powiedzieć nam choćby kilka zdań. Dobrze rozumiał jak bardzo takie duchowe wsparcie jest potrzebne dla tych, co leczą innych. Z jego inicjatywy działalność Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich rozkwitła. Jednoczył nas swoją radością i mądrością. Ukazywał nam, jakie dobro pełni lekarz w jedności z Bogiem. Przypominał nam, że Chrystus jest leczącym, że mamy prawo powiedzieć o Jezusie – Christos Iatros, Chrystus Lekarz. Przy każdej okazji ks. Stanisław zachęcał napotkanego lekarza do osobistej relacji z Bogiem. Był to jego wyraz troski o to, byśmy się nie wypalili zawodowo. Gdy usłyszał, że w szpitalu warszawskim, w którym przebywałam na diagnostyce podczas swojej choroby, nie ma kaplicy, osobiście dopilnował i zrobił, co trzeba, by taka kaplica stała się dostępna dla pacjentów, by mieli duchowe wsparcie i kontakt z Najlepszym Lekarzem. To dzięki jego działaniom w Szpitalu Czerniakowskim 25 kwietnia 2017 r. otwarto kaplicę, która została uroczyście poświęcona przez kard. Kazimierza Nycza.
Dzięki jego zachętom lekarze ze Środowiska Medycznego Świętej Rodziny na Zaciszu, dla których także głosił homilie i wykłady, weszli w skład zarządu Mazowieckiego Oddziału KSLP. Zebrania stowarzyszenia zawsze rozpoczynały się Mszą świętą, po której zapraszał nas do stołu, sam serwował herbatę i kawę, podsuwał ciasto. Uśmiechnięty i gościnny, nigdy nie okazywał zmęczenia, mimo wielu obowiązków pełnionych w parafii i na uczelni. Nigdy nie okazywał zniecierpliwienia, gdy ktoś przerywał wykład, by wtrącić własne zdanie. Był wrażliwy, powściągliwy w ocenie ludzi, a także wydarzeń. Doświadczyłam jak chętnie słuchał osobistych zwierzeń, patrząc tak, że bez słów wyrażał uznanie dla mówiącego. Pamiętam jego spokojną twarz, dobroć spojrzenia i szlachetność, wewnętrzny spokój, zatroskanie problemami leczonych przez nas pacjentów i nas lekarzy, którzy troszczą się o ich zdrowie i życie. Pochylał się nad nami, nie licząc swojego czasu, z czułą dobrocią i miłosierdziem. Wiedział, że oprócz ustawicznego doskonalenia wiedzy zawodowej i profesjonalnych umiejętności każdy lekarz potrzebuje nieustannego kształcenia duchowego. Zachęcam do lektury książki „Być lekarzem, świadkiem uzdrawiającej miłości Boga”, wydanej przez Wydawnictwo Sióstr Loretanek, w której opublikowane zostały wybrane wypowiedzi ks. prof. Stanisława Warzeszaka do lekarzy Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich oraz do Środowiska Medycznego Świętej Rodziny. Książka dostępna jest w księgarni na Zaciszu i przez internet.
Lek. med. Grażyna Rybak
spec. pediatrii, delegat KSLP OM, koordynator spotkań ŚMŚR
Ojciec i gospodarz, który pochylał się nad każdym człowiekiem
Ks. Stanisław był dla nas, parafian autorytetem i miał wielki szacunek do wszystkich ludzi. Podczas rozmowy miało się wrażenie, że jest się wyjątkową dla niego osobą, którą w danym momencie jest wyłącznie zainteresowany. Jako proboszcz był otwarty na różne wspólnoty, dlatego w naszej parafii powstało i działa wiele grup. Można powiedzieć, że oddał parafię do dyspozycji ludziom i z nami był we wszystkich działaniach, które podejmowaliśmy. Miał wiele pomysłów, które realizowali parafianie pociągnięci jego zaangażowaniem w każde dzieło. Ksiądz rzucał hasło, pomysł, a w ludziach rodziło się pragnienie, by za tym wezwaniem pójść.
Kiedy jesienią zeszłego roku mój mąż Robert ciężko zachorował parafianie podjęli modlitwę o uzdrowienie za wstawiennictwem ks. Stanisława Warzeszaka. Dowiedziałam się o tym ostatnio, że w ogóle mój mąż jest rozpoznawalny w parafii, a to właśnie dzięki ks. Stanisławowi, który kiedyś podczas nabożeństwa fatimskiego poprosił mężczyzn o niesienie w procesji figury Matki Bożej. Do tego zawsze potrzeba czterech mężczyzn. Okazało się, że tego dnia wśród służby liturgicznej byli sami osiemdziesięciolatkowie. A my staliśmy w naszym ulubionym miejscu, w kącie, w nawie bocznej, gdzie nas nie widać. Wówczas ks. Stanisław przez mikrofon powiedział: – Panie Białek zapraszam – i wskazał ręką na Roberta. Ludzie w kościele spojrzeli na nas i od tamtej pory już wszyscy wiedzieli, kto potrafi udźwignąć Matkę Bożą. Kiedy był witany cudowny obraz Pani Jasnogórskiej, to mój mąż także go niósł wraz z innymi ojcami. I tak już zostało, a ks. Stanisław bardzo polubił mojego męża. Dlatego teraz za jego wstawiennictwem parafianie wypraszają cud dla Roberta.
Jako parafianie nie wiedzieliśmy, że tak wiele pracy naukowej prowadził ksiądz Proboszcz, że tak dużo pisał i czytał. Teraz to zastanawiam się jak on to wszystko łączył. My go widzieliśmy w ogrodzie, był przy wszystkich pracach w parafii, wszystko nadzorował. Był dla nas i z nami pracował, z każdym porozmawiał, przy każdym się zatrzymał. Miał dla nas czas. Nawet kilka razy spotkaliśmy się podczas wycieczek rowerowych. Jeździł na starym zdezelowanym rowerze.
A jeśli chodzi o nasz ogród Maryi, to po prostu trzeba go zobaczyć. Zapraszam serdecznie. Teraz, kiedy przechodzę tym ogrodem przez szpaler pnących róż i wącham te róże, zawsze błogosławię Panu Bogu i dziękuję za ks. Stanisława. Za każdą z tych róż jesteśmy bardzo wdzięczni. Przychodzą do ogrodu ludzie, żeby po prostu posiedzieć przy kaplicy czy przy krzyżu. W kapliczce w kształcie złożonych do modlitwy rąk jest figura Matki Bożej Fatimskiej. Kiedy są ciepłe dni to w ogrodzie odbywają się spotkania różnych grup parafialnych.
Z inicjatywy ks. Stanisława powstała też w dolnym kościele iskra miłosierdzia. Jest to kaplica, w której trwa całodzienna adoracja (od 6.00 do 22.00). Ks. Stanisław wprowadził wiele zmian do parafii, ale przede wszystkim otworzył parafię dla ludzi. Kiedy przyszłam do niego i zapytałam czy matki mogłyby się spotykać raz w tygodniu, to wręczył mi klucz i powiedział przychodźcie, kiedy chcecie. Tworzył w parafii miejsce spotkania ludzi. Wraz z wikarym ks. Mikołajem Doboszem wprowadzili zwyczaj wychodzenia po Mszy świętej i stania przy kościele i rozmawiania z ludźmi. Teraz po jego śmierci modlimy się w jego intencji w parafii. Wszyscy wspominając go mówią o nim „ks. Stasiu”, chyba z ogromnej tęsknoty za ojcem, jakim dla nas był. W naszej kuchni na mikrofalówce wisi obrazek Pana Jezusa, Matki Bożej i ks. Stasia ze słowami modlitwy:
Miłosierny Boże spraw, aby Twój sługa, kapłan Stanisław, którego w ziemskim życiu zaszczyciłeś świętym posłannictwem radował się wiecznie w niebieskiej chwale. Amen
Joanna Białek
parafianka z parafii Niepokalanego Poczęcia NMP na warszawskim Wrzecionie