10 października beatyfikacja Carlo Acutisa – Codziennie uczestniczył w Eucharystii
Bł. Carlo Acutis (1991-2006) określany był mianem geniusza komputerowego, który ponad wszystko ukochał Eucharystię i Maryję. „Być zawsze blisko Chrystusa – to jest mój plan na życie” – mawiał. Zmarł na białaczkę w wieku zaledwie 15 lat. Carlo był nowoczesnym i energicznym chłopcem. Już jako bardzo młody człowiek świetnie znał się na komputerach, a jego inteligencja znacznie wykraczała poza możliwości rówieśników.
Nad komputery cenił sobie jednak bardziej żywą wiarę – Różaniec i pomoc innym – to było całe jego życie. Carlo twierdził, że kompasem naszego życia winny być słowa Boga, z którymi musimy stale się mierzyć, by iść w kierunku Celu (Nieba) i nie umrzeć jako „kserokopie”. Jednakże, by dojść do Celu, potrzebujemy specjalistycznych środków, tj. sakramentów i modlitwy.
W swoim życiu, Carlo stawiał na pierwszym miejscu sakrament Eucharystii, który nazywał „swoją autostradą do Nieba”. Został dopuszczony do I Komunii Świętej w wieku 7 lat i od tamtej pory nigdy nie opuścił codziennej Mszy Świętej, ani nie zaniedbał odmawiania Różańca. Jak najczęściej adorował Przenajświętszy Sakrament, gdyż uważał, że „stojąc przed Jezusem w Eucharystii, stajemy się święci”.
Ten młody chłopiec często zastanawiał się, dlaczego powstają kilometrowe kolejki, w których ludzie stoją godzinami, by zobaczyć koncert muzyki rockowej lub film, ale nikt nie ustawia się w takich kolejkach do Jezusa w Eucharystii. Twierdził, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, co tracą, bowiem, w przeciwnym razie, kościoły byłyby tak pełne, że ciężko byłoby wejść do środka. Żarliwie powtarzał, że w Przenajświętszym Sakramencie Jezus jest obecny w taki sam sposób, jak 2000 lat wcześniej w czasach Apostołów, z tą różnicą, że wówczas, by zobaczyć Jezusa, ludzie byli zmuszeni ciągle się przenosić, podczas gdy my, obecnie, mamy dużo więcej szczęścia, bo możemy Go znaleźć w dowolnym kościele blisko domu. Jak mawiał: „Jerozolimę mamy pod domem”.
Gorliwie poświęcał się, by znaleźć coraz nowsze sposoby, by pomóc innym wzmocnić wiarę. Jako swoją spuściznę pozostawił nam wystawy, wśród których w szczególny sposób wyróżnia się ta przedstawiająca Cuda eucharystyczne.
Po diagnozie białaczki wszystkie swoje cierpienia ofiarował za papieża i Kościół, a jego mama podkreśla, że całą chorobę i umieranie znosił ze spokojem i uśmiechem, nigdy nie narzekając. Tuż przed śmiercią powiedział: „Mamo, umieram szczęśliwy, ponieważ nigdy nie zmarnowałem ani minuty mojego życia na rzeczy, które nie podobają się Bogu”.