Światowy Dzień Chorego – Towarzyszenie chorym

Przed XXV Światowym Dniem Chorego Duszpasterstwo Służby Zdrowia przy Parafii Świętej Rodziny, gromadzące lekarzy pielęgniarki, położne, farmaceutów i posługujących chorym, spotkało się 9 lutego na Mszy św. w intencji chorych, by następnie wysłuchać konferencji o roli kapelana i lekarza pt: Kto komu towarzyszy przy łóżku chorego?

Ks. dr filologii Mariusz Bernyś, autor książek o Bożym Miłosierdziu, poeta, organizator pielgrzymek szlakami św. Siostry Faustyny, a na co dzień kapelan szpitala na Banacha podkreślił, że najpiękniejsze relacje tworzą się przy łóżku chorego. Często osoba chora, kiedy usłyszy budujące słowo wsparcia uzyskuje siłę i wiarę do walki z chorobą. Ale często jest tak, że nic nie potrafimy powiedzieć takiej osobie. Wówczas bezcenne jest trwanie przy niej, towarzyszenie.

– My wierzący korzystamy z natchnień Ducha Świętego, z inspiracji, z modlitwy – mówił kapelan – bo każde cierpienie, każda choroba ma twarz innego człowieka. Każdy doświadcza czegoś innego. – Kiedyś zastępowałem kapelana w szpitalu Wolskim i po trzech dniach stwierdziłem, że nie nadaję się do takiej posługi, że po prostu po ludzku nie wytrzymam i po jakimś czasie ks. Biskup skierował mnie właśnie do pracy w szpitalu na Banacha – opowiadał ks. Bernyś. – To było dla mnie trudne, ale byłem posłuszny. Po przekroczeniu progu szpitala zrozumiałem, że ze wszystkim muszę iść do Jezusa, bo ja sam z siebie nic nie mogę, nic nie zrobię. Po 10 latach ta szpitalna rzeczywistość jest dla mnie ciągle trudna. Codziennie jest mi ciężko w szpitalu. Ja tam ciągle czuję się zagubiony – zwierzał się kapelan chorych. – Ale ważne, żeby wejść w tę rzeczywistość, żeby przekroczyć próg, by towarzyszyć choremu. Opiekując się osobami chorymi towarzyszymy im w ich cierpieniu.

– Pokazujmy te nasze opory, tę swoją niemoc Jezusowi, a wówczas to nasze towarzyszenie przyniesie owoce nadprzyrodzonej nadziei, pogłębionej wiary czy nawrócenia – mówił ks. kapelan. – Dobre kwalifikacje, odruch serca – to za mało. Prawdziwe towarzyszenie choremu w cierpieniu zaczyna się na adoracji Najświętszego Sakramentu, na Eucharystii i poprzez Jej moc. A wówczas każde spotkanie z chorym, będzie spotkaniem z Jezusem. W spojrzeniu Pana Jezusa Miłosiernego ujrzymy wzrok naszego chorego, z którym trwamy.  Nie bójmy się powiedzieć Jezusowi: proszę zrób to za mnie, bo ja nie potrafię. A potem pójdźmy do chorego – mówił ks. Bernyś. – Towarzyszenie choremu jest pełne upadków, doświadczeń oporu, własnej słabości, ale prawdziwe spotkanie z Jezusem w Eucharystii daje wystarczającą wiarę, wystarczającą nadzieję i wystarczającą miłość. Wszystko zaczynajmy na Eucharystii – usłyszeli medycy i osoby posługujace chorym, uczestniczący w spotkaniu w kaplicy domu  parafialnego.

Ksiądz Mariusz Bernyś odczytał swoje wiersze, które przygotował na spotkanie z duszpasterstwem medyków:

 

Ks. Mariusz Bernyś

TRON MIŁOSIERDZIA

mówisz Panie, życie me zniszczone

– ono w proch się rozsypało przecież –

jest dla Ciebie miłosierdzi tronem

najwspanialszym miejscem na tym świecie

 

zasiądź Panie na tym tronie proszę

aby z niego zawiadywać dobrze

bo sam tego życia nie uniosę

rozlej miłość na to życie szczodrze

 

rozlej miłość na ból i upadek

na bolesne serca niespełnienie

bym z tym wszystkim mógł dać sobie radę

bym zachował ją na ocalenie

 

zasiądź na tym tronie – tak ubogim

daj mi siebie w łagodnym obliczu

i nadzieje mi daj, mimo trwogi

że mnie jeszcze podniesiesz w tym życiu

 

Ks. Mariusz Bernyś

MÓJ SZCZYT MONT BLANC

mój szczyt Mont Blanc – to trudny temat

to życie, które mi nie wyszło

i nic na plus się w nim nie zmienia

aż trudno śmiało patrzeć w przyszłość

 

mój szczyt Mont Blanc i inne góry

ciągle z tęsknotą mnie wołają

i chociaż wokół czarne chmury

mówią, że trzeba iść na całość

 

chociaż chcę wspiąć się i wydostać

to jednak ciągle tylko spadam

ta droga w górę nie jest prosta

i nic się na niej nie układa

 

czy coś ode mnie tu zależy

czy wszystko w życiu już przegrane

czy trzeba wbrew nadziei wierzyć

że na tej drodze cud się stanie

 

że jednak jest w tym jakiś zamysł

jakiś głęboki sens ukryty

że głos miłości sercu znany

drogą tą wiedzie mnie na szczyty