Modlitwa Pańska (cz. III)

Cztery kolejne prośby dotyczą wprost naszych spraw. Jezus pokazał nam cztery kluczowe potrzeby naszego życia. Są one wypowiadane w trybie rozkazującym i mają formę dokonaną. Wołamy więc o chleb, o odpuszczenie win,  o to, by Bóg nie wprowadzał nas w próbę/pokusę, i o to, by zachował nas od złego. Prosimy więc o to, co ważne dla naszego ciała i naszego ducha. Te „prośby” pokazują nam także, na co każdego dnia powinniśmy zwracać uwagę.

Warto przy tej okazji pamiętać, że „prośby” te są sformułowane w liczbie mnogiej. To nie są „prośby” zanoszone tylko za mnie, ale za nas, za wszystkich uczniów Chrystusa, którzy mamy Ojca w niebiosach. I tu, podobnie jak w pierwszych trzech prośbach, kolejność nie jest przypadkowa.

Chleba naszego powszedniego(codziennego) daj nam dzisiaj

Pierwsze wołanie w Modlitwie Pańskiej, które dotyczy wprost naszej sytuacji, to prośba o chleb. Chleb był w Palestynie za czasów Jezusa podstawowym pożywieniem, wyrabianym codziennie na jeden dzień. Jedli go wszyscy, biedni i bogaci. Spożywali go codziennie.

W Modlitwie Pańskiej Jezus ukazał Boga Ojca jako Tego, który pragnie troszczyć się o nas, o nasze codzienne, zwykłe życie. Modlitwa ta uświadamia nam, że w naszej trosce o codzienne życie i utrzymanie nie jesteśmy sami, że jest z nami Bóg.

„Chleb” jest tu symbolem wszystkich naszych podstawowych potrzeb i głodów, tego wszystkiego, co jest niezbędne dla naszego codziennego życia i funkcjonowania.

Warto zwrócić uwagę, że Jezus nie uczył nas, byśmy wołali do Boga o pełne nasycenie, o bogato zastawione stoły i drogie, luksusowe warunki życia. Jezus uczy prosić o coś skromnego, a jednocześnie podstawowego i wystarczającego dla naszego życia.

Modlitwa Pańska uświadamia nam także, że nie jesteśmy samowystarczalni, lecz zależni od Boga Ojca i Jego Opatrzności nawet w tak podstawowych potrzebach jak głód czy pragnienie. Jezus wyraźnie uświadamia nam, że bez Boga nie poradzimy sobie na ziemi.

Wołanie „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” jest wyrazem wiary w Opatrzność Bożą, w konieczność naszego codziennego kontaktu z Bogiem. W wołaniu o chleb widać wyraźną analogię do tego chleba, który otrzymali Izraelici na pustyni. Każdy zbierał mannę tylko na jeden dzień. Nie mogli jej zbierać na zapas… Prosimy o chleb na dziś, nie na jutro czy na jakiś dłuższy czas…

Wiara w Opatrzność Bożą wyraża się w tym, że w Bogu pokładamy nadzieję, a nie w zapasach czy naszej zapobiegliwości. Znamy słowa Jezusa: „Nie martwcie się i nie mówcie: co będziemy jeść, co będziemy pić? Czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boże i jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6,31-33).

W Modlitwie Pańskiej zawarte jest także wołanie o prawość i uczciwość. Wołamy: „chleba naszego daj nam”.

 Nie wołamy o nie nasz chleb, o to, co należy do innych, co jest cudzą własnością. Nie chcemy nikomu niczego odbierać. Nie chcemy tego, co nie jest nasze. Ostanie przykazanie Dekalogu mówi, aby nawet nie pożądać, nie pragnąć cudzych rzeczy.

W Modlitwie „Ojcze nasz” wołamy o chleb powszedni. Użyte tutaj słowo w języku greckim „epiusion” można przetłumaczyć jako powszedni, codzienny albo nadnaturalny. A zatem w Modlitwie Pańskiej prosimy albo o chleb codzienny, powszedni, albo o chleb nadnaturalny. Możemy zatem przyjąć, że prosimy jednocześnie o dwa chleby: ten codzienny i ten nadnaturalny, czyli Eucharystię. Wołamy o te dwa chleby, bo są to nasze podstawowe posiłki konieczne do życia.

Warto pamiętać, że jeśli codziennie prosimy o chleb nadnaturalny, o Eucharystię, to powinniśmy starać się spożywać go często, nawet każdego dnia. Od tych dwóch posiłków zależy przecież jakość naszego życia.

Nigdzie nie jest napisane, że zawsze będziemy mieli dostęp do Eucharystii. Ceńmy sobie ten skarb, póki Go mamy. Kościoły mogą stać się puste nie tylko dlatego, że nie będzie w nich ludzi, ale także z tego powodu, że nie będzie w nich Jezusa Eucharystycznego, że nie będzie kapłanów, którzy będą sprawowali Najświętszą Ofiarę.

Tę prośbę Modlitwy Pańskiej św. Teresa od Jezusa odnosi wprost do Eucharystii. Pisze, że Pan Jezus mając na względzie wielką trudność w wypełnieniu woli Ojca, a także widząc jak mało jest w nas miłości i odwagi do rzeczy Bożych – postanowił pozostać na tej ziemi i mieszkać między nami w Najświętszym Sakramencie.

Dzięki tej prośbie Syna Bożego mamy już na zawsze zapewniony ten chleb najświętszy, tę mannę Człowieczeństwa Jego, wszystkie smaki słodkości w sobie mającą…(D 34,2).

Teresa radzi swoim siostrom, aby w czasie modlitwy nie troszczyły się o chleb ziemski, skoro zdały się na wolę Bożą. Dosyć mamy kiedy indziej czasu, aby starać się o chleb powszedni, ziemski. Prośmy więc o ten chleb niebieski i błagajmy Ojca naszego w niebie, aby wspomógł nas swoją łaską godnie przyjmować ten chleb niebieski.

 „Jednak ci, którzy pozostają na świecie i żyją według swego stanu jak należy, mogą prosić według swojej potrzeby o chleb i inne rzeczy potrzebne do własnego utrzymania i dla rodzin swoich. Prośba ta jest ze wszech miar sprawiedliwa i święta” (D 37, 2).

Św. Teresa zachęca, aby wykorzystać bezcenne chwile po przyjęciu Komunii św., aby uwielbiać Boga i adorować go w swoim wnętrzu. „Gdy przyjąwszy Komunię świętą, macie Pana samego we własnej Osobie w duszy waszej, starajcie się wtedy zamknąć oczy ciała, a otworzyć oczy duszy i patrzyć na Niego, jak mieszka w pośrodku serca waszego” (D 34,12).

I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom

W Modlitwie Pańskiej w języku polskim wołamy do Boga, by odpuścił nam nasze winy. Po grecku jest tu użyty rzeczownik „ofeilemata”, który pochodzi od słowa „ofeilema”, czyli „dług”. Liczba mnoga wskazuje, że tych długów jest wiele. Chodzi tu o nasze długi, wszystkich chrześcijan. Żaden z uczniów Jezusa nie może powiedzieć, jestem czysty, bez winy, lepszy od innych. Dlatego została wysłuchana modlitwa celnika, który modlił się: „Bądź miłościw, mnie grzesznemu”, a nie faryzeusza.

Przed Bogiem stajemy zawsze jako grzesznicy, obciążeni winami i długami.

Co ciekawe, w Modlitwie Pańskiej Jezus nie użył wprost słowa „grzech”. W Ewangelii na określenie rzeczywistości grzechu używany jest grecki rzeczownik „hamartia”, który ma wiele znaczeń: 1. Chybić, nie trafić do celu; 2. Zmylić drogę, zabłądzić; 3. Mylić się; 4. Być pozbawionym czegoś, coś utracić; 5. Zaniedbać oraz obciążyć się winą.

Grzech zatem, jak wynika z tłumaczenia, jest moim czynem lub jego zaniedbaniem, moją winą. Zdaje się sugerować, że dotyczy tylko mnie.

Z długiem jest inaczej. Poszerza rozumienie grzechu. Grzech nie jest tylko moją sprawą osobistą, nie tylko krzywdzi mnie samego, ale boleśnie dotyka Boga, dlatego domaga się naprawienia tej relacji, spłaty długu.

Określenie „nasze długi” oznacza także, że rzeczywistością grzechu obarczona zostaje cała wspólnota. Grzech nie jest tylko moją sprawą osobistą, ale sprawą całej wspólnoty wierzących.

Wszyscy jesteśmy przed Bogiem dłużnikami. Część długu zaciągnęliśmy sami przez złe decyzje i wybory, a część bierze się stąd, że inni popełnili grzechy. Dlatego wołamy do Boga, by odpuścił nam nasze długi, nam wszystkim.

Jeśli dług jest poważny paraliżuje naszą działalność, odbiera nam wolność, ponieważ pracujemy dla tego, któremu jesteśmy coś winni. Pamiętamy Jezusową przypowieść o nielitościwym dłużniku (Mt 18, 24-32). Ta przypowieść jest ściśle związana z modlitwą Pańską. My jednak nie musimy Boga prosić: „Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam”. My wołamy: „Odpuść nam nasze długi, jak i my odpuściliśmy”, ponieważ nasze długi spłacił Jezus Chrystus.

W Modlitwie Pańskiej myślimy o chrzcie św. i konfesjonale, i o tych wszystkich momentach, w których Bóg odpuszczał i będzie odpuszczał nasze grzechy i długi.

Gdy Bóg daruje długi, robi to całkowicie; już do nich nie wraca. Usuwa je, niszczy i wymazuje ze swojej pamięci. W Jego oczach mamy czystą kartotekę. Darując nam długi, Bóg wprowadza nas w świat wolności. To właśnie wyraża Pawłowe stwierdzenie: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus” (Ga 5,1). Bóg daruje nam długi, a my odzyskujemy wolność.

Odpuść nam nasze długi (winy), jako i my odpuszczamy naszym dłużnikom.

Długi może darować Bóg, ale także człowiek. To jest stwierdzenie, które wyjaśnia, dlaczego w Modlitwie Pańskiej nie zostało użyte słowo „grzech”. Grzechy może odpuszczać tylko Bóg, my natomiast możemy darować długi.

Darowanie długów jest przejawem naszej miłości. Kto nie potrafi darować długów, ten nie potrafi kochać. Kto zaś nie potrafi kochać, nie może być dzieckiem kochającego Ojca i uczniem kochającego Jezusa.

Darowanie długów jest dla nas niezwykle trudne. Chętniej gromadzimy w naszej pamięci długi, zobowiązania i przykre doświadczenia. Nasza pamięć wygląda często jak skarbiec ludzkich długów wobec nas.

Darowanie długów to niezwykle ważna umiejętność. To najistotniejsza umiejętność z punktu widzenia naszego zbawienia, jedyna umiejętność, która została ujęta w Modlitwie Pańskiej. Od niej Jezus uzależnił darowanie naszych długów, a więc nasze zbawienie.

Nikt, oprócz nas samych, nie może zablokować Bożego Miłosierdzia. Jedynie my sami możemy je ograniczyć i to na własną prośbę. Prosimy przecież w Modlitwie Pańskiej, by Bóg tak podchodził do naszych długów jak my do zobowiązań naszych dłużników.

Lubimy składać różne obietnice, mówić o mocnym postanowieniu poprawy czy o potrzebie nawrócenia. W Modlitwie Pańskiej nie ma jednak miejsca na deklaracje, one się nie liczą przed Bogiem. Jezus mówi: „Nie ten, który Mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, ale ci, którzy pełnią moją wolę”. Znamy to przysłowie: „Dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło”.

Dla Boga liczy się dokonany czyn. Nie przypadkowo w sformułowaniu: „Jako i my odpuściliśmy naszym dłużnikom”, użyty został czas przeszły dokonany.

Św. Teresa zwraca uwagę, że nie mówimy w tej prośbie: „jako i my odpuścimy, obiecując na przyszłość wypełnienie tej obietnicy, ale wypowiadając słowa: jako i my odpuszczamy, uważamy to jako rzecz już dopełnioną. Kto wolę swoją oddał Bogu, ten, potrzeba, by już miał dopełnione odpuszczenie drugim… Kto bowiem naprawdę i szczerze mówi Panu te słowa: bądź wola twoja, tym samym już oznajmia, że wszystko uczynił, co najmniej w woli i postanowieniu.

Zdaniem Teresy chodzi tu o rzecz godną najgłębszej uwagi. „Cóż może być dla nas ważniejszego i bardziej koniecznego nad to, by Pan odpuścił nam nasze winy, za które zasłużyliśmy na ogień wieczny?” Odpuszczając nam nasze winy Jezus czyni nam wielką łaskę i miłosierdzie w zamian za rzecz tak błahą, jaką jest odpuszczenie przez nas innym ich uchybień. Winy innych wobec nas są bowiem niczym, wobec ciężkości naszych grzechów, którymi obrażamy Boga. (D 37,3).

6. I nie wódź nas na pokuszenie, nie wprowadzaj nas w próbę (nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie)

Pokusa jest częścią ludzkiego życia. To element walki i drogi duchowej każdego, bez wyjątku. Nawet Jezus był kuszony.

Dlatego „musimy się modlić, nie abyśmy uniknęli pokusy, bo to niemożliwe – pisze Orygenes – lecz byśmy jej nie ulegli, jak ci, którzy są przez nią owładnięci  i zwyciężeni”. Być kuszonym jest rzeczą ludzką, lecz zgadzać się na pokusę jest rzeczą diabelską” (św. Tomasz z Akwinu)

Greckie słowo „peirasmon”, które kryje się w tym miejscu za polskim słowem „pokusa” oznacza również „próbę/doświadczenie”.

Co oznacza słowo próbować? Próbować – to inaczej stwierdzać, badać wartość czy jakość czegoś lub kogoś. W dawnych kulturach pozytywne przejście przez próbę miało wielką wartość. Zwykle było obrzędem inicjacyjnym, wejściem w dorosłość. Tak ludzie sprawdzali wartość człowieka, który miał podjąć ważne zadania.

Próba jest też momentem sprawdzania człowieka przez Boga. W Piśmie św. Jest wiele fragmentów, które mówią jak Bóg poddawał swój lud próbie czy doświadczeniu. To element Boskiej pedagogii, wychowania człowieka.

Czy jednak Bóg potrzebuje sprawdzać naszą wartość? Przecież doskonale zna każdego z nas… Otóż próba potrzebna jest nam. Bóg wprowadza nas w próbę, abyśmy poznali swoją wartość, abyśmy poznali samych siebie.

Próba ma wydobyć na światło dzienne to, co ukrywa się w naszym wnętrzu, a co często zasłonięte jest przed naszymi oczami. Dzięki próbie nie tyle Bóg dowiaduje się czegoś nowego o nas, ale to my sami poznajemy, jacy naprawdę jesteśmy.

Próby służą także naszemu rozwojowi. Nasze życie to droga. Jesteśmy w nieustannym rozwoju. Niestety, niekiedy trudno jest nam przekroczyć utarte schematy i przyzwyczajenia. Boimy się tego, co nowe. Wolimy rzeczy znane, bo czujemy się w nich pewnie i bezpiecznie. Dlatego potrzebujemy pobudzenia, bodźca. Takim bodźcem są dla nas próby. Jeśli czegoś nie spróbujesz, to nigdy tego nie poznasz. Można nie odkryć swoich talentów, zdolności…

Katechizm Kościoła Katolickiego w nr 2847 podaje rozróżnienie między próbą a pokusą: „Duch Święty pozwala nam rozróżniać między próbą, konieczną do wzrostu człowieka wewnętrznego ze względu na »wypróbowaną cnotę« (Rz 5,3-5), a pokusą, która prowadzi do grzechu i śmierci” (por. Jk 1,14-15). Nie trzeba się bać. Bóg nigdy nie kusi (por. Jk 1,13: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi”), a jeżeli próbuje, nie daje zadań ponad ludzkie siły (1 Kor 10,13). Ten sam, który próbuje, udziela również łaski do przejścia zwycięsko próby.

Doskonałym zobrazowaniem tych dwóch rodzajów kuszenia są następujące fragmenty Księgi Rodzaju: – „Pan Bóg dał człowiekowi taki rozkaz: ‘Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania; ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz’„ (2, 16-17). Taki zakaz próbuje człowieka – daje możliwość wyboru: albo wierność Bogu, albo nieposłuszeństwo.

 – W trzecim rozdziale Księgi Rodzaju mamy z kolei opis typowego kuszenia do zła, którego autorem jest niewątpliwie szatan, wąż-kusiciel (por. Rdz 3, 1-7).

Próba jako taka prowadzi do życia (Rdz 2,17; Jk 1,1-12), pokusa natomiast rodzi śmierć (Rdz 3; Jk 1,13 nn). Ta pierwsza jest darem łaski, formą ojcowskiej miłości i pragnienia Boga, aby człowiek – poprzez próby – dojrzewał, rozwijał się i wzrastał. Ta druga zaś stanowi zachętę do grzechu; ten, kto kogoś kusi, nie kocha go.

Jak zatem rozumieć słowa zawarte w Modlitwie Pańskiej: nie wprowadzaj nas w próbę? Modlitwy Pańskiej nauczył nas Jezus, który sam przeszedł pozytywnie przez najcięższą próbę Męki Krzyżowej, wobec której postawił Go Ojciec.

Jezus, który w godzinie próby doświadczył rozdzierającego bólu i przerażającej samotności, chce nam oszczędzić tych Boskich prób. Polecił, byśmy wołali do Ojca, by nam oszczędził tych prób.

Modlitwa Pańska uczy pokory w podejściu do siebie i do swoich możliwości i uczy zaufania Bogu. Nikt, kto stoi, nie może uważać, że nie upadnie, że sam poradzi sobie i jest bezpieczny. Zdarzały się w historii chrześcijaństwa takie przypadki, że niektórzy sami wystawiali się na próbę, dobrowolnie sami chcieli iść na męczeństwo. I zdarzało się, że nie przechodzili pozytywnie tej próby… Jezus uczy, że to Bóg decyduje o wprowadzeniu nas w próbę, to On decyduje o jakości próby.

„Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę/próbę („peirasmos”), równocześnie wskaże sposób je pokonania..” (1 Kor 10,12). Jezus wiedział, że Ojciec zechce niektórych z Jego uczniów wprowadzić w próbę i doświadczyć. Dlatego w ostatnim zdaniu Modlitwy Pańskiej zawarł wołanie o ratunek, gdy nadejdzie próba.

Ale zbaw nas ode złego…

Żyjemy w świecie pełnym zagrożeń i niebezpieczeństw, w świecie, w którym jest wiele zła. Wobec wielu trudnych sytuacji jesteśmy całkowicie bezradni. Nawet najdoskonalsze zdobycze techniki i nauki nie są w stanie uchronić nas przed chorobami, wypadkami, cierpieniem, kataklizmami i wojnami. Tym bardziej nie są w stanie uchronić nas przed złem, które grozi nam ze strony złych ludzi oraz przed atakami naszego najgroźniejszego przeciwnika, jakim jest Szatan.

Ostatnia prośba do naszego Ojca jest również zawarta w modlitwie Jezusa: „Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od Złego” (J 17, 15).

Zło, o którym mówi ta prośba, nie jest jakąś abstrakcją, lecz oznacza osobę, Szatana, Złego, anioła, który sprzeciwił się Bogu. „Diabeł” (diabolos) jest tym, który „przeciwstawia się” zamysłowi Boga i Jego „dziełu zbawienia”. Prosząc o wybawienie od Złego, modlimy się również o uwolnienie od wszelkiego zła, przeszłego, teraźniejszego i przyszłego, którego on jest sprawcą lub podżegaczem (KKK 2854).

Świadomość naszej słabości każe nam szukać wsparcia i pomocy. Bóg jest naszym Ojcem, który wybawia, wyprowadza z trudnej sytuacji. On ocala, ochrania, staje do walki w naszej obronie.

W Nowym Testamencie na określenie Ducha Świętego i Jezusa używane jest słowo „parakletos”. „Parakletos” to ten, który wezwany, staje obok nas, by bronić i ratować. Tego terminu w starożytności używano m. in. na określenie obrońcy w sądzie. Używano go także na określenie ratownika. Dla rybaków oznaczał tego, który ratuje tonącego. Chodzi więc o kogoś, kto jest ostatnią nadzieją na ocalenie, „ostatnią deską ratunku”. Kogoś, kto staje obok nas, gdy wszyscy inni nas opuszczają. Modlitwa Pańska pokazuje, że mamy takiego ratownika. Kogoś, kto potrafi wyrwać nas z nieszczęścia, kto ma ręce silniejsze niż cały świat, silniejsze niż groźni ludzie i kto jest potężniejszy niż Szatan. Takim obrońcą jest nasz Ojciec Niebieski. Jezus uczy: „Moje owce słuchają mojego głosu…Ojciec, który mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z Jego ręki” (J 10, 27-29).

Amen! „Aby prośby nasze trafiły do celu i miały skutek niezawodny, zdajemy je na wolę Pana… Niechaj On nam da, co i jak, i kiedy zechce, i niech się święci na wieki Imię Jego, jako w niebie tak i na ziemi, niech też i we mnie stanie się wola Jego. Amen” (D 42,4).

o. Roman Hernoga OCD