Wspomnienia neoprezbitera ks. Łukasza Piotrowskiego
Ks. Łukasz Piotorowski w niedzielę 16 czerwca odprawił w naszym kościele Mszę św. prymicyjną. Wielu pamięta go jeszcze jak służył jako ministrant w naszej parafii, gdyż w dzieciństwie tutaj mieszkał. Zapytaliśmy ks. Łukasza, co pozostało w jego pamięci z tych lat na Zaciszu. Polecajmy Panu Bogu neoprezbitera i jego kolegów kursowych prosząc jednocześnie o liczne powołania z naszej parafii do kapłaństwa i życia konsekrowanego.
Urodziłem się i pierwsze lata życia spędziłem na Zaciszu. Moi pradziadkowie mieszkali na ulicy Chmurnej. Zacisze w ostatnich latach przeszło sporą zmianę i ciągle przechodzi. Na początku lat 90., kiedy byłem kilkuletnim chłopcem, było to miejsce rzeczywiście zaciszne. Tuż za ulicą Młodzieńczą wyrastał lasek, dla małego dziecka wielki las, do którego chodziłem z rodzicami i rodzeństwem na spacery. Wszędzie stały niewielkie domki. Ludzie znali swoich sąsiadów. Z ulicy Codziennej, po której jeździłem rowerem, widać było bloki na Targówku i wystającą nad nimi iglicę Pałacu Kultury i Nauki. To była granica innego świata – Warszawy. Tutaj było Zacisze.
W parafii pw. św. Rodziny przyjąłem chrzest, pierwszą komunię św. Zaraz po przyjęciu pierwszej komunii św. zapisałem się do grupy ministrantów.Z tamtych lat pamiętam postaci księży, którzy posługiwali i do dzisiaj posługują w Parafii: ks. Proboszcza Andrzeja Mazańskiego, ks. Janusza Kijka oraz ks. Eugeniusza Ledy będącego opiekunem ministrantów.
Szczególnie w mojej pamięci zapadł wyjazd do Rzymu zorganizowany przez ks. Ledę, w którym uczestniczyła duża grupa ministrantów i innych parafian. Mieliśmy wtedy okazję być na audiencji u papieża Jana Pawła II. Był to 1998 rok i miałem wtedy jedenaście lat. Pamiętam papieża podchodzącego do każdego z nas i błogosławiącego poszczególnych uczestników tego niezwykłego spotkania. Nasz opiekun, ks. Eugeniusz, mówił, żebyśmy uważnie przyglądali się temu człowiekowi, gdyż przyjdzie czas, że zostanie on ogłoszony świętym Kościoła. Te słowa bardzo szybko ziściły się. Z tego dnia pozostało mi jeszcze jedno wspomnienie. Razem ze mną był brat bliźniak, który również był ministrantem. Papież, widąc dwóch takich samych chłopców, spytał się, czy jesteśmy bliźniakami. Mój brat kiwnął głową, że tak. Zachował zimną krew, gdyż ja byłem zbyt przejęty i tylko patrzyłem się na papieża.
Lata posługi ministranckiej to czas intensywnego poznawania Pana Boga i Kościoła. Takie spotkania jak z papieżem w Rzymie, były czymś jednostkowym i niezwykłym. Również codzienna służba ministrancka miała swój wielki urok i swoją wartość. Kilka lat, które spędziłem w gronie ministrantów, zanim nie przeprowadziliśmy się z rodzicami do sąsiedniej parafii św. Marka na Targówku, z pewnością miały duży wpływ na rozwój mojego powołania. Po latach, kiedy rozważałem wstąpienie do seminarium duchownego i zastanawiałem się, czy Pan Bóg rzeczywiście chce, żebym był księdzem i w ten sposób służył Jemu, doświadczenie bycia przy ołtarzu z lat szkoły podstawowej miało duże znaczenie. Myślę, że o wiele łatwiej było mi dzięki temu powiedzieć Panu Bogu: Tak!
Obecnie mam trzydzieści dwa lata. Przed wstąpieniem do Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Warszawdsko-Praskiej na Tarchominie ukończyłem filologię polską na UKSW oraz przez rok pracowałem. Księdzem jestem od kilkunastu dni. Święcony pierwszego czerwca 2019 r., polecam się modlitwie wszystkim parafianom oraz obiecuję moją modlitwę.
Ks. Łukasz Piotrowski