Nocne drogi krzyżowe – świadectwa
Danuta z dziećmi: W tym roku już po raz drugi uczestniczyłam w Drodze Krzyżowej Świętej Rodziny dedykowanej rodzinom z dziećmi. Tym razem poszłam z trójką dzieci. Najstarszy syn po raz pierwszy poszedł z Tatą na Drogę Krzyżową bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Miałam trochę obaw o najmłodszą córkę, która w zeszłym roku przejechała całą trasę w wózku. Teraz już dumna trzylatka wózka nie uznaje, ale rowek biegowy wyposażony w lampkę okazał się strzałem w dziesiątkę. Tegoroczna Droga Krzyżowa była ciekawsza niż w zeszłym roku z racji tego, że dzieci dostały książeczki z wszystkimi stacjami Drogi Krzyżowej. Przy każdej stacji w słoiczku czekały naklejki, które później można było do niej wkleić. Również trasa, która tym razem prowadziła częściowo skrajem Lasu Bródnowskiego, dostarczyła dzieciom dodatkowych emocji. Wszyscy dzielnie dali radę pokonać ponad 5 km dystans, a na koniec powitała nas niezastąpiona Pani Ula z kanapkami, drożdżówkami i gorącą herbatą. Uczestniczenie w Drodze Krzyżowej pozostanie dla nas niezapomnianym przeżyciem.
Marta: Ekstremalną Drogę Krzyżową bł. ks. Jerzego Popiełuszki o długości 25 km pokonałam w piątek wraz z moim 9-letnim synem Guciem, naszymi sąsiadami: Krzyśkiem i jego synem Mateuszem oraz znajomymi z Parafii. W naszej dziewięcioosobowej grupie było tylko pięcioro dorosłych i aż czterech chłopców. Tegoroczna EDK pozostanie w moich wspomnieniach jako piękna lekcja o człowieku – o pokorze, sile i wspólnocie. Wyruszyliśmy z radością w sercu. Po pierwszych 5 km mieliśmy jeszcze więcej energii niż na początku, ale też mało realne wyobrażenie o wysiłku, który nas czeka. Klękanie na kolejnych stacjach przychodziło z łatwością. Pojawiły się głosy chłopców, że w przyszłym roku idziemy na dłuższą trasę 40 km. Kryzys dopadł nas nagle kilka kilometrów później. Zmęczenie dało o sobie znać, zbliżała się północ. W tamtej chwili wydawało się, że niemożliwe jest dotarcie do celu. Zaczęłam już nawet szukać taksówki, rozważając wcześniejszy powrót do domu. A jednak nie wróciliśmy. Doceniliśmy wówczas jak ważna jest wspólnota, życzliwi ludzie wokół nas. Ludzie, którzy zatrzymają się razem z nami, żeby odpocząć, mimo, że wiedzą, że każde 15 minut postoju oznacza 15 minut mniej snu tej nocy. Żarty dodające otuchy, przytulenie, kawałek czekolady i gorącej herbaty od osób idących razem z nami spowodowały, że ruszyliśmy dalej. Zaczęliśmy wyznaczać sobie krótsze cele. Dojdźmy do kościoła ks. Popiełuszki, do połowy. Zaczęliśmy myśleć o kolejnym kroku, a nie o całej drodze. Paradoksalnie – im bardziej czuliśmy fizyczne zmęczenie, tym bardziej byliśmy w stanie wyciszyć się, skupić na rozważaniach drogi krzyżowej i na wspólnej modlitwie w czasie marszu. Stacja przy grobie bł. ks. Popiełuszki była przełomowym momentem. Wiedzieliśmy, że rozpoczęliśmy drogę powrotną. Im bliżej była nasza Parafia, tym więcej siły w nas było i mniej chęci poddania się. Kryzysy pojawiały się co kawałek, ale było w nas coraz więcej wiary w to, że jako grupa, damy radę. Odkrywaliśmy wspólnie, ile siły drzemie w człowieku, jak wiele możemy, jeśli z pokorą i wiarą podejmiemy wyzwanie, które przed nami stawia życie. Ostatni kilometr chłopcy pokonali biegiem. Kanapki, słodkie bułki i herbata serwowane przez Panią Ulę smakowały najpyszniej na świecie. Radość z tego, że udało nam się przejść EDK z naszymi dziećmi była ogromna. W sobotę wywołałam zdjęcia z różnych momentów tej drogi, żebyśmy pamiętali o sile, którą mamy, pokorze, którą powinnyśmy mieć, ciszy i skupienia, których powinniśmy szukać i upadkach, po których można wstać i iść dalej z Bożą i ludzką pomocą.
Justyna i Paweł: Mieliśmy ogromne pragnienie w sercu, aby wybrać się na naszą małżeńską Drogę Krzyżową. Bez dzieci, za to w ciszy i skupieniu. Udało się to zrealizować dzięki mamie, która nie wiedząc o naszych planach zapowiedziała się z wizytą i została z naszymi dziećmi tej nocy. Ruszyliśmy w trasę bł. ks. Popiełuszki, która prowadziła przez miasto. Niesamowity był kontrast pomiędzy tętniącymi życiem ulicami, a tym co rozgrywało się w naszych sercach. Idąc w ciszy mijaliśmy samochody, tramwaje, grupy ludzi głośno rozmawiających czy też puszczających muzykę. I tylko zachodząc na kolejne stacje znajdujące się pod kościołami wymienialiśmy życzliwe spojrzenia z innymi uczestnikami Drogi Krzyżowej. Czasami bramy kościoła były zamknięte, więc uwagę przechodniów zwracała grupa ludzi klęcząca w ciszy pod kościołem. Z każdą kolejną godziną robiło się coraz bardziej intymnie. Ruch na ulicy się zmniejszał. Ogarniała nas kojąca cisza. Cisza, która była bardzo potrzebna.
W całej Drodze Krzyżowej towarzyszyły nam rozważania związane z Matką Teresą. Szczególnie wybrzmiewała z nich miłość Matki Teresy do drugiej osoby. To, że każda napotkana osoba była dla niej w danej chwili najważniejsza na świecie. I że po spotkaniu z nią taka osoba odchodziła z poczuciem, przynajmniej przez chwilę, że rzeczywiście jest ważna i kochana. Matka Teresa nie była tylko teoretykiem, ale przede wszystkim praktykiem. Okazało się, że i my tę miłość do drugiej osoby mieliśmy okazję zweryfikować już na Drodze Krzyżowej. Idąc mostem przy Trasie Toruńskiej spostrzegliśmy leżącego człowieka pod mostem, któremu udzieliliśmy pomocy. Gdyby Droga Krzyżowa nie prowadziła tą trasą to pewnie nikt by mu nie pomógł, ponieważ z perspektywy kierowców był zupełnie niewidoczny.
Bardzo pięknym świadectwem był nasz otwarty kościół wraz z całą życzliwą ekipą witającą ciepłą herbatą oraz osobami dzielącymi się swoimi doświadczeniami z przebytej Drogi Krzyżowej, chcącymi jeszcze chwilę trwać w atmosferze tej nocy. A w środku kościoła czekał na nas On – Pan Jezus obecny w Najświętszym Sakramencie. Główny bohater całego tego wydarzenia obecny w całej swojej cichości i skromności, z którym po spotkaniu, każdy z nas czuł się tak jak Matka Teresa pragnęła, by czuł się każdy człowiek – ważny i kochany.
M.: Pierwszy raz w tym roku zdecydowałam się na pójście trasą nocnej Drogi Krzyżowej. Tuż przed wyruszeniem poczułam lęk, że może sobie nie poradzę, bo skąd mam wiedzieć, czy starczy mi sił na nocną wędrówkę? Szłyśmy w niedużej grupie Trasą bł. Karoliny Kózkówny do kapliczek Białołęki. Początek przebiegał bardzo sprawnie, znane drogi: z Zacisza na Bródno, potem Annopol, bliska Białołęka, wieczór był ciepły. Po północy temperatura zaczęła spadać, wiał wiatr. Starałyśmy się nie rozmawiać w drodze, by zachować zasadę ciszy, choć nie było to łatwe. Przy kolejnych krzyżach czytałyśmy na głos rozważania. Niosłam w sercu ważną intencję. Na ostatnim kilometrze poczułam, że brakuje mi sił… przeszłam obok swojego domu i poszłam do naszego kościoła. To było ważne, że na końcu wędrówki można się było pomodlić w ciszy przed Najświętszym Sakramentem. Idąc pokonałam swoją fizyczną słabość, ale i psychiczny opór, obawę. Modląc się w kościele uświadomiłam sobie, po raz kolejny, że to Jezus zbawia, a ja tylko nieudolnie staram się zrobić to co jest w mojej mocy, by Mu służyć moim życiem. Wszystko należy do Niego.
Katarzyna: Droga Krzyżowapo kapliczkach i krzyżach Białołęki to była moja droga serca, zaangażowania, decyzji, współtworzenia. Moje TAK wypowiedziane wśród wątpliwości i lęku. Pomysł, by nocą z Krzyżem wyruszyć na szlak, niósł ze sobą entuzjazm. A im bliżej było do drogi, tym bardziej słabła motywacja. Rezygnacja była blisko. Powiedziałam: nie pójdę, bo nikt tą drogą nie pójdzie, a gdy zapraszałam do wspólnego wędrowania słyszałam odpowiedzi: „Już przemyślałam, nie dam rady. To nie dla mnie.” Droga choć krótka, lekką nie była. To był prawdziwy trud i połączenie fizycznego wysiłku z duchowym przeżyciem, milczeniem. Nie zrobiłam wiele – a dostałam tak dużo!!! Radość, która się zrodziła – była ogromna. Nie tylko dla mnie, dla innych też. Była to droga szczególnie wyjątkowa. Tu działał Bóg….
Marek, organizator trasy niebieskiej Matki Bożej Zwycięskiej. To już jego 10. edycja w EDK, w której bierze udział. Pomógł wyznaczyć i opracować tegoroczną trasę drogi krzyżowej: W tym roku na szlak 43 km drogi zabrałem ze sobą kolegę, którego nakłaniałem już 4 lata, aby wybrał się ze mną na taką nocną wyprawę, ale nigdy nie miał czasu. Widziałem, że będąc już po 40. ciągle szuka swojego miejsca, stabilizacji, wyciszenia w życiu, swojej drogi. Aż nadszedł ten moment i doczekałem się – pojawił się na Mszy świętej, choć jest tzw. wierzącym, ale niepraktykującym. Po przejściu kilku stacji zaczęły się pytania: dlaczego jest 14 stacji tej drogi krzyżowej? Dlaczego to wydarzenie jest w kwietniu, a nie np. czerwcu? Dlaczego 40 km, a nie np. 50? Spokojnie odpowiadałem na wszystkie jego pytania. Na początku wspomniałem również, co należy mówić podczas każdej stacji, do której podchodzimy. Opowiedziałem o koronce do Miłosierdzia Bożego i dlaczego te stacje tak się nazywają? Z każdą kolejną stacją, kiedy przyklękaliśmy przy krzyżu coraz bardziej podnosił głowę ku niemu i patrzył na krzyż. Podczas rozmowy z napotkanymi ludźmi na trasie, ich doświadczeniu z EDK, świadectwach wsłuchiwał się w rozmowę i widziałem w nim głębokie przemyślenia. Na końcu powiedział: Marek, w tym roku wybrałem się z Tobą, bo mam poważną intencję, z którą idę i muszę dać radę. Dziękuję, że byłeś ze mną i przeszliśmy razem tę drogę. Teraz już wiem jak się lepiej przygotować na następną EDK. Ten przykład pokazuje mi, że EDK to coś więcej niż odkrywanie Pana Jezusa w ciszy i ciemności, to też pokazywanie Jego miłości i skromności drugiemu człowiekowi.
A.: Osoby, które 4 kwietnia nie wybrały się na trasę Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, mogły w naszej świątyni uczestniczyć w wieczornej adoracji Krzyża prowadzonej przez scholę uwielbienia Zacisze Pana. Modliliśmy się wspólnie śpiewając piękne kanony z Taize oraz słuchając poruszających rozważań drogi krzyżowej. Od godziny 22.00 do godziny 6.30 parafianie adorowali Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. To wyjątkowe doświadczenie nieograniczonej czasem cichej bliskości naszego Pana pozwalało zanurzyć się w Jego kochającej obecności, która w cieniu Krzyża uzdalniała do rozważania Jego męki, dokonania głębokiego rachunku sumienia i żalu za grzechy. Jednocześnie bezwarunkowa miłość żywego Boga ukrytego w Hostii zalewała duchowe rany oliwą i winem zrozumienia i przebaczenia. Pan Jezus obecny na ołtarzu wciąż uświadamiał nam swą trwałą obecność w naszym wnętrzu, pomimo naszych upadków i słabości. Nocna adoracja Najświętszego Sakramentu wypełniła nas radością, wdzięcznością i pokojem. Chwała Panu!