Rozmowa z Panią Teresą Kłębkowską-Reńską, architektem kościoła Świętej Rodziny na Zaciszu, przeprowadzona przed konsekracją w 2017 r.
Dziewięćdziesięcioletnią Panią Teresę odwiedziłam w jej domu. Rozmawiałyśmy przy herbacie i ciasteczkach. Pani Teresa urodziła się we Lwowie. Opowiadała, że jej tata był zastępcą kierownika odbudowy Zamku Królewskiego, gdzie wraz z rodzicami mieszkała. Potem rodzice przenieśli się do Katowic. Kiedy wybuchła wojna rodzina uciekła do dziadków do Lwowa. – Z deszczu pod rynnę – skwitowała Pani Teresa. Absolwentka Politechniki Warszawskiej, projektowała osiedla m.in. na Targówku, Zaciszu. – Jak poszłam na emeryturę, to zajęłam się tym kościołem – powiedziała i podkreśliła, że kościoły to powinni projektować ludzie wierzący w Pana Boga.
Jak się to wszystko zaczęło?
Przede wszystkim pragnę podkreślić, że głównym motorem moich, ale nie tylko moich działań był ks. Proboszcz. Kiedy pojawiła się propozycja, żeby ten stary kościół rozbudować zaczęliśmy robić projekt. Miałam bardzo dobrego konstruktora, który pomagał mi kreślić, Grzegorza Filipa. Projekt powstawał kilka razy. W kurii przedstawiane był też inne projekty, ale za każdym razem ks. Biskup, czy to Romaniuk czy Głódź wybierał ten, który był mój. Trwało to tak aż do czasu, kiedy Arcybiskup Henryk Hoser stworzył komisję, która miała dokonać wyboru. Wszystkie wcześniejsze projekty nie były realizowane, bo dotyczyły rozbudowy starego kościoła. I któregoś dnia, kiedy miałam dopiero połowę gotowej dokumentacji ta nowa komisja wezwała ks. Proboszcza i on to wszystko wziął pod pachę i pojechał przedstawić. Komisja stwierdziła, że do starych bukłaków nie wlewa się młodego wina, więc ma być wszystko zburzone i postawione na nowo. Wobec tego to moje całe opracowanie można było wrzucić do kosza. Ja nawet gdzieś w internecie znalazłam firmę, która przyjechała z maszyną do wyburzania. Ta maszyna miała 75 ton i w ciągu trzech dni nie było już starego kościoła.
To była trudna decyzja?
Dla mnie nie, bo ja widziałam w jakim stanie jest budynek, ale dla ludzi to było straszne przeżycie. Dlatego, że bardzo dużo ludzi z Zacisza angażowało się w budowę tego starego kościoła. On był na początku drewniany, potem obmurowany, obudowany, potem podnoszony. Jeden z moich znajomych nawet twierdził, że strop tego kościoła był tak silny, że czołg można byłoby na nim postawić. Tymczasem, co się okazało? Ten strop, który był nad starym kościołem to była płyta żelbetowa. Część parafian wręcz była obrażona, że oni włożyli tyle pracy i wysiłku, a tutaj przyszedł spychacz i w ciągu trzech dni teren został oczyszczony nawet z gruzu po kościele.
Proszę opowiedzieć jak powstawał projekt nowego kościoła?
Współpracowałam z bardzo dobrym konstruktorem Grzegorzem Filipem i wszystko było dobrze przygotowane. Ponieważ na Zaciszu jest bardzo wysoki poziom wód gruntowych wobec tego ten stary kościół był nie podpiwniczony. Kiedy ludzie zobaczyli, jak to wszystko w starym kościele było zmontowane i zrobione, to zaczęli zmieniać zdanie. Dach starego kościoła był płaski. Mój kolega, który ze mną pracował przy projekcie, jak wszedł po drabinie, żeby zobaczyć co jest na poddaszu, to zobaczył dach w bardzo złym stanie. Mogło się zdarzyć tak, że jakby spadł duży śnieg i w porę nie zostałby zebrany z dachu, to mogłoby to wszystko się zawalić, ponieważ tamten strop był taki, że ciężar dachu ze śniegiem mógłby spowodować nieszczęście. Myślę, że to dlatego, że stary kościół powstał systemem gospodarczym, może nie wszystko było przeliczone i dlatego był niebezpieczny. Konstruktor, który pracował ze mną był bardzo dobry. W nowym kościele wszystko jest bardzo silnie przyzbrojone i silnie zrobione.
Pamiętam, że jak poszliśmy z projektem do komisji w kurii, to przewodniczący zapytał mnie: Jaki Pani zrobi dach? A ja odpowiedziałam, że zrobię drewniany. To znaczy była zaplanowana konstrukcja żelbetowa i na tej konstrukcji był zaprojektowany dach drewniany, oczywiście z elementami stalowymi, bo inaczej by nie wytrzymał, to od razu zaproponowano mi przeprojektowanie kościoła św. Barnaby.
Czy podoba się Pani nowy kościół?
Oczywiście, ale popełniłam kilka błędów, które teraz widzę. Po pierwsze nieoznakowane są stopnie przy ołtarzu. Widziałam to potem w innym kościele. Chodzi o to, żeby jeden ze stopni miał taki pasek, bo u nas dopóki się ludzie nie przyzwyczaili, to się przewracali. Można by to poprawić, bo powinno to było być wcięte w stopniu, jak była układana podłoga, żeby idący zauważył, że jest stopień do zejścia. A tak każdy kto wychodzi z zakrystii automatycznie patrzy w górę na sufit, który przyciąga uwagę i spada ze stopnia.
Właśnie, skąd pomysł na taki sufit, który rzeczywiście sprawia okazałe wrażenie i powiększa wnętrze?
Jak rysowałam sufit na projekcie to bardzo wiele osób tego nie rozumiało. Bo on jest jak beczka wyłożona podziałem w rastry. Kiedy rusztowania zostały zdjęte i było już widać efekt, to bardzo się spodobał zarówno ks. Proboszczowi jak i parafianom. Sufit sprawia wrażenie, że kościół jest większy, przestronny, otwarty. Pamiętam, że natchnieniem projektu tego sufitu był sufit w kościele w Niepokalanowie, tylko że tam jest wszystko w żelbecie.
Ale chcę dodać, że moim kolejnym błędem są dzwony. Ja nie pomyślałam wcześniej o konstrukcji tego ich zawieszenia i wykonawca musiał to robić po swojemu.
Miała Pani już gotowy pomysł na nowy kościół kiedy jeszcze stał poprzedni?
Nie wiem skąd ten pomysł się zrodził. Skąd ja miałam wiedzieć jak ten kościół będzie wyglądał. To Duch Święty działał, nie ja. Nie wiem, jak to się dzieje, że człowiek, który tak jak ja ledwo zipie tworzy takie rzeczy. To Duch Święty działa. Ja tworząc szkic w pewnym sensie wzorowałam się na starym projekcie, bo ta obecna elewacja z tymi oknami jest podobna. Z ks. Proboszczem ustaliliśmy, że kościół musi być przede wszystkim wyższy niż dom parafialny.
Jest jeszcze pewien błąd, który mnie gnębi, ale nie wiem skąd to wyszło. Jakoś w trakcie budowy to wyszło. Chodzi o to, że posadzka ułożona jest na poziomie starej posadzki. Teraz, jak się wchodzi do kościoła, to widać, że kolumny posadowione są wyżej niż ta posadzka. Przyznam się szczerze, że nie wiem czemu tak wyszło. Popełniłam błąd. Więcej grzechów nie pamiętam. Dla mnie to zamknięty temat. Jeżeli coś bym zmieniła, to tylko drobiazgi.
Jest Pani twórcą tego kościoła.
Nie myślę
tymi kategoriami. Wiele osób przyczyniło się do tego, że on jest. Bardzo dobrze
współpracowało mi się z wykonawcą. Kierownik budowy wymyślał rozwiązania,
których nie było w projekcie, a okazywały się dobre. Pan Zbigniew Dłużewski
budował kościół za własne pieniądze, kiedy ks. Proboszcz nie miał wpływów.
Praca z tego powodu nie ustawała. A to nie były małe pieniądze. Wiem, że to
chodziło o duże sumy. To nasz parafianin, wiec chciał, żeby budowa postępowała.
Muszę przyznać, że parafianie bardzo się zaangażowali w powstanie nowej
świątyni. Dzięki tym wszystkim ludziom mamy teraz nowy kościół. Okazało się, że
Kuria miała rację – nie wlewa się młodego wina do starych bukłaków.
Czy Pan Jezus w ołtarzu jest Pani pomysłem?
Od razu zaznaczyłam w projekcie w głównym ołtarzu takiego Bożego Pana Jezusa. Oczywiście projektant tej mozaiki Pan Patryk Pryzmont zrobił to dużo lepiej, niż ja to narysowałam. Ale walczyliśmy jakiś czas o twarz Pana Jezusa. Patryk kilka wersji musiał pokazać aż nam się ta twarz spodobała i myślę, że to chyba wyszło nieźle. W moim projekcie Pan Jezus nie jest taki ładny.
A reszta detali? Witraże, mozaiki?
Witraże, medaliony i inne mozaiki były przeze mnie naszkicowane, a pięknie wykonał je fachowiec. Autorem pomysłów na to, co one mają przedstawiać był głównie ks. Proboszcz, który dużo rozmawiał z wieloma parafianami. Pamiętam, jak któregoś dnia zadzwonił do mnie i mówi: Pani Tereso, proszę przyjechać, bo projektant od mozaik przywiózł naszego Papieża. Spotkaliśmy się na parkingu, bo Patryk mozaikę miał schowaną w samochodzie. Mi od razu się spodobała, bo Papież na niej był taki rzeczywisty, prawdziwy, a nie cukierkowy. Wówczas powiedziałam, że też musi być Prymas Wyszyński. Wyszyński to jest Wyszyński. Jest w sercach wszystkich Polaków – powiedziałam. Będzie beatyfikowany, więc warto, żeby był w naszym kościele. I cieszę się, że jest.
Po konsekracji kościoła Świętej Rodziny 18 czerwca 2017 r. Pani Teresa powiedziała: Podczas uroczystości byłam pełna wdzięczności Bogu za to wspólne dzieło wielu ludzi. Towarzyszyła mi radość, że mój pomysł, który zrodził się niewątpliwie pod natchnieniem Ducha Świętego, stał się rzeczywistością. Jestem Bogu za to bardzo wdzięczna. Dziękuję też ks. Proboszczowi, który włożył tyle pracy, inwencji i determinacji, żeby nasze marzenie o świątyni stało się realnością. Bardzo się cieszę z obecności księdza Arcybiskupa, którego osobiście bardzo cenię. Dziękuję za akt konsekracji naszego kościoła. Bogu niech będą dzięki!
***
13 czerwca 2019 r. o godz. 11.00 w kościele Świętej Rodziny na Zaciszu pożegnaliśmy śp. Teresę Kłębkowską-Reńską, która przeżywszy 91 lat, narodziła się dla Nieba 7 czerwca 2019 r. Pani Teresa była zasłużonym i uznanym architektem, ale w naszej pamięci pozostanie jako ta, która zaprojektowała nasz kościół Świętej Rodziny.
Podczas Mszy św. w dniu pogrzebu śp. Teresy Kłębkowskiej-Reńskiej ks. Proboszcz Andrzej Mazański powiedział: Potrzeba było jej otwartości serca i jej pokory, by dostrzec jak wielkie rzeczy, plany Boże dokonują się poprzez zwykłe wydarzenia, poprzez słowo, które dociera i te wydarzenia oświeca. Pan Bóg udzielił Jej wielu darów pozwalających tworzyć wizje, które były później urzeczywistniane. Teresa podkreślała wielokrotnie, że ten kościół wcześniej widziała w swojej wyobraźni. Jej umysł potrafił skonstruować coś, czego jeszcze nie ma, ale co może być w wymiarze materialnym zrealizowane.
Jej dar był tak bardzo potrzebny naszej społeczności. Ale umysł człowieka potrzebuje jeszcze czegoś więcej – stanąć wobec pewnej tajemnicy – tajemnicy Bożego planu miłości wobec człowieka.
Mnie dane było spotykać się z Teresą nie tylko przy okazji realizowanych przedsięwzięć czy projektów, ale mogłem zobaczyć, jak właśnie ten Boży zamysł w stosunku do jej życia Pan Bóg powoli, coraz dokładniej urzeczywistniał. To już nie był jej projekt na życie. Ten Boży zamysł coraz wyraźniej Pan Bóg swoim działaniem pełnym miłości wydobywał z jej życia – powiedział ks. Proboszcz żegnając Panią Teresę.
Wspomnienia spisała Katarzyna Pawlak