Pragnę dzielić się owocami łaski wiary
W czwartek 17 października o godz. 19:30 zapraszamy młodzież na pierwsze spotkanie grupy studenckiej, którą będzie koordynował w naszej parafii Bartosz Placak, który podczas ŚDM w Panamie reprezentował wszystkich wolontariuszy i w ich imieniu zwrócił się do Papieża Franciszka. Podczas dni młodzieży zajmował się kontaktem z Konferencjami Episkopatów, zakonami, a także ruchami religijnymi. Nam opowiedział o potrzebie dzielenia się darami, które otrzymał od Pana Boga.
Kim jesteś Bartoszu?
Jestem kołobrzeżaninem i zawsze to z wielką radością podkreślam, że jestem z największego uzdrowiska w Polsce. Tam zdobyłem edukację, tam mam moją kochaną rodzinę. Stamtąd wyjechałem do Krakowa, by studiować górnictwo i geologię na Akademii Górniczo-Hutniczej, na której uzyskałem tytuł inżyniera. Kiedy tylko przyjechałem do Krakowa szukałem możliwości działania, bo zawsze byłem społecznie ukierunkowany, a poza tym chciałem być aktywnym studentem. Wówczas mój tata podpowiedział mi, że przecież w Krakowie będą organizowane Światowe Dni Młodzieży, wiec zacząłem szukać kontaktów. Oprócz tego chciałem trafić do duszpasterstwa akademickiego. Na początku myślałem o najstarszym krakowskim duszpasterstwie przy kościele św. Anny, ostatecznie wylądowałem w Beczce (śmiech), a dokładnie trafiłem do Dominikańskiego Duszpasterstwa Akademickiego Beczka. Zależało mi na grupie biblijnej. Na początku było tam ok. 100 osób, ostatecznie zostało 20. Z tymi osobami do dzisiaj mam kontakt, bo tworzymy wspólnotę prawie rodzinną. Miałem okazję w tej grupie studiować Biblię z ojcem doktorem Łukaszem Popko, który ukończył biblistykę w Rzymie, a potem w Jerozolimie. Zarażony miłością do Pana Boga poprzez Jego słowo zostałem w Beczce.
W kolejnym roku zostałem odpowiedzialnym grupy biblijnej, a potem byłem szefem. Duszpasterstwo Beczka to jest ok. 500 osób w kilkunastu grupach plus różne organizowane wydarzenia. Za każdą grupę odpowiada dwóch liderów, a liderami odpowiedzialnych są szefowie i duszpasterze. Ojciec Szustak mawiał, że beczkowicz w Beczce ma być 3 lata. Najpierw Beczka go przytula, potem ma czegoś nauczyć, by na koniec wykopać w świat. Ja po 3 latach spełniłem te wymagania. To była piękna przygoda. Z całym tym środowiskiem mam kontakt do dnia dzisiejszego. Czas tam spędzony był dla mnie bardzo ubogacający. Tam też zaczęła się moja przygoda z wolontariatem dla ŚDM w Krakowie.
Jak wspominasz to wydarzenie?
Jako koordynator na ŚDM byłem odpowiedzialny za wolontariuszy na dworcach kolejowych i główną ekipę, z którą współpracowałem stanowili znajomi z dominikańskiego duszpasterstwa. Rozumieliśmy się bez słów. Chciałem pracować w logistyce, ale ostatnią rzeczą, o której pomyślałem były dworce. Ale tak jest, kiedy żyjemy jakimiś naszymi oczekiwaniami, naszymi planami, a Pan Bóg przygotowuje dla nas coś o wiele większego. I co się potem okazało? Przez te dworce przewijała się większość pielgrzymów. Takiej atmosfery, jak my mieliśmy, to nikt nie miał. Wolontariusze mnie prosili, by do nas przyjechać na Dworzec Główny, gdzie mieliśmy bazę. Wolontariusze chcieli być z pielgrzymami. Te dwie grupy potrzebują siebie nawzajem. Tam czuło się tę kulturę spotkania na ŚDM, o której mówił Papież Franciszek. Codziennie przez Dworzec Główny w Krakowie przewijało się mniej więcej 300 tys. ludzi. Teraz już mogę powiedzieć, że przyjeżdżali nawet konstruktorzy Galerii Krakowskiej, by sprawdzić czy piętra, na których było jedzenie są w stanie wytrzymać taki napór ludzi. Trzeba było potem kontrolować przepływ osób. Ten wolontariat to były wyzwania i zabawa w szerokim znaczeniu.
Skończyły się Światowe Dni Młodzieży w Krakowie i co potem?
Odpoczywałem
po ŚDM dwa tygodnie, zacząłem być szefem w Beczce, zbliżała się inżynierka, a
ja zastanawiałem się, czy chcę to dalej studiować, czy może nie powinienem
spróbować czegoś więcej. Myślałem, analizowałem i przyszło mi na myśl, że
przecież do Krakowa wolontariusze długoterminowi przyjechali już rok wcześniej.
Długoterminowy wolontariusz to taki, który przyjeżdża, by pomóc w pracy w
przygotowaniu Komitetu. Policzyłem sobie, że mam na tyle czasu, by zrobić
inżynierkę i wyjechać do Panamy, jako wolontariusz. Zacząłem szukać możliwości
dostania się do Panamy i okazało się, że jak serce gorące, to zawsze znajdzie.
Znalazłem stronę biura organizacji ŚDM przy sekretariacie Konferencji
Episkopatu Polski i zarejestrowałem się na rekrutacji w Krakowie. Byłem ostatni
na liście. Rozmowę kwalifikacyjną przeprowadził ze mną ks. Emil Parafiniuk i
Ola de Mezer. Przeszedłem pierwszy etap, a już potem zadecydowali Panamczycy.
Wybrali mnie i koleżankę z Gdańska. Przeważyło moje zaangażowanie w ŚDM w
Krakowie, choć minusem był brak
znajomości hiszpańskiego. Niemiecki jest mało popularny w Panamie (śmiech). W
grudniu 2017 r. otrzymałem decyzję Komitetu Panamskiego o wytypowaniu mnie do
roli długoterminowego wolontariusza i przy stole wigilijnym podzieliłem się tą
radością z rodziną. Obroniłem się w pierwszych dniach lutego, przyjaciele
zorganizowali mi podwójną imprezę – pogratulowali mi inżyniera i pożegnali
przed wyjazdem.
Wrażenia ze swojej pracy w Panamie zawarłeś w słowie skierowanym do Papieża Franciszka?
Zostałem wytypowany do wystąpienia przed Papieżem. Pisałem to świadectwo wcześniej siedząc przed Najświętszym Sakramentem. Co było w tym świadectwie? Po pierwsze podziękowałem Panamczykom za ich hojność i gościnność, którą nas obdarowali. Nas – w różnych kontekstach: jako wolontariuszy długoterminowych, których było 25. Nas – czyli wszystkich wolontariuszy międzynarodowych, których było ponad 2 tysiące, w imieniu których miałem zaszczyt mówić. Wreszcie dziękowałem też w imieniu wszystkich wolontariuszy krajowych. Wiadomo, że przy tak dużym wydarzeniu zawsze się zdarzą niedociągnięcia, ale takim ciepłem, taką miłością, z jaką Panama, mały kraj, gdzieś na peryferiach świata, obdarowała tych wszystkich ludzi, którzy tam przyjechali, to było coś niesamowitego. Odczuwałem to od samego początku, nie znając hiszpańskiego, czułem się jak w domu. Starali się i ciągle zapewniali, że są dla nas, tak jak my – wolontariusze byliśmy dla nich przez swoje si, swoje tak.
Dalej opowiadałem Ojcu Świętemu, jak wielkim darem było stworzenie wspólnoty. Dla mnie to była wspólnota wolontariuszy, z którymi mieszkałem, dzieliłem tęsknoty za domem, rodziną, przyjaciółmi, za naszą kulturą. Ciężko być dłużej w obcej kulturze pracy, obyczajów, smaków, klimatu. Jest to bardzo wymagające. W tej wspólnocie dzieliliśmy też nasze radości z pracy. Powstała ta wspólnota dlatego, że każdy z nas niezależnie zaprosił do swojego życia Pana Boga, jeszcze zanim się poznaliśmy. Każdy z nas – wolontariuszy wykonał wysiłek i włożył swój wkład, żeby pojechać na wolontariat ŚDM. Pan Bóg był cały czas w centrum i choć później mieszkaliśmy w kilku domach, spotykaliśmy się w kaplicy na Mszy Św., na wspólnej modlitwie, szczególnie w niedzielę. Staraliśmy się niedziele spędzać tak, by był to czas dla Pana Boga poprzez bliźnich. Ten aspekt wspólnoty był bardzo ważny. Ja z tym doświadczeniem wspólnoty przyjeżdżam do Polski. Po pierwsze doświadczyłem tego w Krakowie i był to dobry fundament pod to, co było budowane w Panamie. A teraz pragnę dzielić się owocami.
Kolejnym punktem, który chciałem podkreślić w moim świadectwie skierowanym do Papieża było bogactwo Kościoła, którego doświadczyłem – bogactwo jego charyzmatów. Jak wielu jest w Kościele ludzi oddających swoje życie dla Pana Boga na różne sposoby. Jakie to wielkie bogactwo – zakony, kongregacje, ruchy religijne – te istniejące od setek lat i te, które są owocem II Soboru Watykańskiego.
Następnie poruszyłem ogólnie moją prywatną drogę duchową podczas posługi w Panamie. Zrozumiałem, że trzeba zaufać, zostawić siebie samego, zostawić to, co mi chodzi po głowie. Najtrudniejsze było zmierzenie się ze swoimi słabościami tam w Panamie. Inna kultura i inni ludzie są zwierciadłem, w którym się sobie przyglądamy, od którego się jakby odbijamy. To odbicie daje nam poznać samych siebie. Zadawałem sobie wówczas wiele pytań egzystencjalnych. Panama była dobrym odbiciem dla mnie, dopóki się nie stałem Panamczykiem (śmiech). Teraz już czekam na paszport (śmiech).
Na końcu mojego świadectwa odniosłem się do Maryi, bo Ona dla nas ludzi jest wzorem. Moje przeżycia duchowe odnajdują swój początek i koniec w Maryi, bo wiele razy to słyszałem, a potem już sam innym radziłem: pomódl się i proś Ją o wstawiennictwo przed Panem Bogiem. Ostatecznie, jak jest ciężko, trudno i już może nawet łzy płyną, to przez Jej wstawiennictwo, można oddać wszystko Temu, który umarł i zmartwychwstał. Ona zawsze pomoże, jak kochana Matka.
Nauczyłeś się hiszpańskiego?
O tak! Po zakończeniu ŚDM zostałem jeszcze dwa miesiące w Panamie, odpocząłem, pozwiedzałem. Wracałem do Polski przez Kubę, bo byłem tam zaproszony. Widziałem bóle tamtego społeczeństwa, ateizm, niby otwartość Kuby, a tak naprawdę nową konstytucję, która jeszcze mniej pozwala, niż poprzednia. Obraz Kuby kreowany w świecie, że się powoli próbuje otwierać jest prawdziwy i nieprawdziwy. Dla turystów tak, ale dla wartości chrześcijańskich niekoniecznie, a nawet jestem w stanie powiedzieć, że nie. Niestety widziałem nędzę, biedę, zaniedbanie władz wobec własnego kraju. Potem jeszcze miałem okazję zakończyć tę całą moją pielgrzymkę Ad Limina Apostolorum, u Świętego Piotra w Rzymie w Niedzielę Palmową na Światowym Dniu Młodzieży. Papież Franciszek wygłosił piękną homilię do młodych. Zachęcam do jej przeczytania.
Wróciłeś do Polski, żeby…
Wróciłem do domu i miałem kilka miesięcy, by pobyć z rodziną i przyjaciółmi i przygotować się do egzaminów na Uniwersytet Warszawski. Jestem teraz na studiach magisterskich z archeologii. Jestem na Zaciszu na zaproszenie ks. Proboszcza Andrzeja Mazańskiego. Chciałbym tutaj stworzyć grupę studentów i uczniów wyższych klas szkół średnich, którzy przyjdą na spotkanie z własnej woli, zdecydują się sami. Do takich młodych kieruję zaproszenie do wspólnoty. Ja chcę być tylko narzędziem, które z tym całym doświadczeniem, które ma przybliży ich do Pana Boga. Będę się starał jak najlepiej, ale zależy mi, by osoby, które przyjdą kierowały się chęcią spotkania nie ze mną, ale z Panem Jezusem w tej wspólnocie.
Dlatego, Przyjacielu, jeśli masz ochotę porozmawiać o swojej wierze, o tym, co Cię cieszy i co boli, o wątpliwościach, o radości bycia w Kościele, o modlitwie, to od tego będzie ta wspólnota, żeby się tym wszystkim dzielić. To jest moje niesamowite doświadczenie przywiezione z Krakowa i z Panamy, że we wspólnocie ufamy sobie, więc też zadajemy sobie trudne pytania, stawiamy wyzwania dla siebie samych, czy też między sobą i to jest piękne. W ten sposób rozwijamy się. Wspólnotę stworzymy wokół Pana Boga. Będziemy się starać czytać Pismo Święte, czasem zaproszę jakiegoś gościa. Będziemy dyskutować o adhortacji Christus vivit skierowanej do młodych. Chciałbym z młodymi ludźmi tutaj na Zaciszu podzielić się swoją radością bycia w Kościele tak różnorodnym i bogatym. Chciałbym, żeby rozsmakowali się w Kościele. Będziemy się też spotykać luźno, po przyjacielsku, by szerzyć kulturę spotkania. Papież Franciszek podkreślał to wobec młodych na różne sposoby w Panamie, że musimy uczyć się tego spotkania w dzisiejszych czasach. Telefony niszczą relacje, są to tylko narzędzia, z których powinniśmy odpowiednio korzystać. Dlatego twórzmy kulturę spotkania i użyjmy tych możliwości kontaktowania się, by się razem umówić na herbatkę, na ciasteczko, obejrzyjmy film i podyskutujmy o nim, rozmawiajmy i dzielmy się naszymi doświadczeniami. Czasem proste rzeczy trzeba sobie przypominać.
Jeśli jesteś młodym człowiekiem, który chce być blisko Pana Boga i chcesz stworzyć relację wspólnotową i bliższą więź duchową, a nie tylko czysto poznawczą, to na tym fundamencie zbudujmy coś pięknego razem. Zapraszam.
Rozmawiała Katarzyna Pawlak