Peregrynacja relikwii Błogosławionych Józefa i Wiktorii Ulmów z Dziećmi

Trudne sprawy. Trudne słowa.

Błogosławieni, Sprawiedliwi, Męczennicy – Ulmowie: Józef i Wiktoria oraz ich siedmioro dzieci: Stasia, Basia, Władzio, Franio, Antoś, Marysia i maleństwo urodzone przedwcześnie w trakcie egzekucji dokonanej przez egzekwujących nieludzkie prawo okupanta morderców. Pierwsza w historii Rodzina wspólnie „wyniesiona na ołtarze”. Zginęli 24 marca 1944 roku. Beatyfikowani 10 września 2023 r. Ich relikwie 8 czerwca 2024 roku znalazły się w Parafii Świętej Rodziny na Zaciszu i wtedy też rozpoczęła się ich peregrynacja po domach przed planowanym oficjalnym powitaniem i zainstalowaniem na stałe w kościele parafialnym.

Jak to się stało, że 8 lipca 2024 roku zawitali także do naszego, do mojego domu? Odpowiedź wcale nie jest tak prosta, jak mogłoby się komuś wydawać. Kluczem są trzy trudne, obco brzmiące słowa:

Pierwsze słowo – beatyfikacja – oznacza oficjalne uznanie kogoś przez Kościół za osobę wybraną przez Boga, za wzór świętości dla innych wiernych. Współczesnemu człowiekowi trudność sprawiać może zaakceptowanie tradycyjnie powolnego tempa przyznawania miana błogosławionych. Pojawiają się też pytania: po co ta cała urzędnicza skrupulatność? Jeśli są święci, to Bóg o nich wie, nie potrzeba żadnych procesów beatyfikacyjnych. Nie ulega wątpliwości, że Ulmowie ponieśli śmierć, bo świadczyli miłosierdzie wobec prześladowanych bliźnich. Z relacji świadków wiadomo, że byli niezwykle wartościowymi, dobrymi ludźmi. Gorzej dla nas, że z drugiej strony wątpliwości może budzić też bezkompromisowa wierność Ulmów nauce Pana Jezusa. Przecież wiedzieli o „prawie”, które karało śmiercią pomagających Żydom. Jak mogli ryzykować bezpieczeństwo swoich maleńkich dzieci. Co za brawura! Nieodpowiedzialność! Czyste szaleństwo!

Drugie słowo – peregrynacja – to inaczej wędrówka. Nowością jest wędrówka świętych po domach parafian, „zapraszanie” szczątków Męczenników do domów zwykłych ludzi. Czy nie „rozwodni” to efektu wyjątkowości nowych Sług Bożych? Przyzwyczajeni jesteśmy widzieć Niebo ze Świętymi jako odległą perspektywę. Ołtarze, na których miejsce tego, co Święte, są synonimem miejsca wzniosłego, dalekiego od naszej codzienności.
A tu, masz przygotować miejsce w swoim domu, może jakiś stolik albo szafkę, położyć białą serwetę, postawić jakieś kwiaty w wazonie i przyjąć szczątki Błogosławionych tak, jak przyjmujesz księdza po kolędzie, jak gości.

Trzecie słowo – relikwie – te „pierwszego stopnia”, to szczątki świętych. W przypadku Ulmów to, zdaje się, maleńkie fragmenty kości wydobyte po latach od pospiesznego pochówku z ich grobu na cmentarzu w Markowej. Maleńkie szaro-brązowe okruchy mają kolor identyczny z fragmentami drewna i nabojami, które utkwiły w ciałach Męczenników wyeksponowanymi obecnie w muzeum Rodziny Ulmów w Markowej…

Kiedy wspominałam rodzinie i znajomym, że będziemy gościć relikwie Ulmów w naszym domu, pierwszą reakcją bywało uprzejmie, ale nieskutecznie skrywane zdziwienie i sarkastyczne uśmieszki. W dzisiejszych czasach, w XXI wieku będziemy modlić się w domu przed szczątkami zmarłych? Całować mosiężny przedmiot, który te szczątki mieści? Zapraszać bliskich i sąsiadów do wspólnej modlitwy w salonie, między kanapą, stołem a szafką z grami planszowymi w środku? Te uśmieszki zmusiły mnie do wyjaśnienia. „Kilka dni temu ujawniono, że nowe kierownictwo Muzeum Drugiej Wojny Światowej w Gdańsku nie uważa, żeby Rodzina Ulmów, Rotmistrz Pilecki czy nawet Św. Maksymilian Kolbe byli właściwymi reprezentantami narodu polskiego na ekspozycji, która upamiętnia losy i świadectwo różnych narodów wobec największego wstrząsu dziejowego w XX w., jakim była II Wojna Światowa. Nie zgadzamy się z takim Ich potraktowaniem. Te „szczątki” są fizycznym uobecnieniem ludzi, którzy oddali życie będąc wiernymi przykazaniu Miłości Bliźniego – ludzi w naszym odczuciu świętych, a przez Kościół błogosławionych. To wielka łaska, że możemy w ich obecności – bo wierzymy w ciała zmartwychwstanie i wierzymy w świętych obcowanie – modlić się i spotkać w gronie rodziny i przyjaciół.

Stało się tak, jak można to sobie wyobrazić.

Przynieśliśmy relikwiarz do domu. Postawiliśmy na szafce. W kredensie z rodzinnymi skarbami znalazła się ręczne dziergana owalna serwetka, którą kilkanaście lat temu podarowała mojej Babci jej przyjaciółka Żydówka. Powiedziała, że zrobiła ją w czasie wojny, kiedy jako dziecko ukrywała się w domu jakichś Polaków. Do przekazania mojej Babci tej pamiątki mogła ją skłonić opowieść Babci, o tym, jak kiedyś wczesną jesienią 1940 roku w Alejach Jerozolimskich ona – 14-letnia jasnowłosa Polka została poproszona przez Żydówkę z dwojgiem dzieci (jednym trzymanym za rączkę i jednym pod okrywającą jej głowę dużą, kraciastą  chustą) o pomoc w przejściu obok niemieckiego żandarma kontrolującego ludzi przechodzących na Saską Kępę mostem Poniatowskiego. Babcia zgodziła się wtedy przejść przez ten most z nieznaną kobietą i jej dziećmi, być może umożliwiając im w ten sposób ukrycie się poza tworzonym właśnie Gettem…

Relikwie stanęły na przygotowanym miejscu. Wieczorem pomodliliśmy się przy nich apelem Jasnogórskim i odmówiliśmy różaniec. Następnego dnia zaczęli napływać goście – sąsiedzi i znajomi, a nawet nowi znajomi, których do odwiedzin skłoniła podana przez kogoś wiadomość, że „u sąsiadów będą Ulmowie”. Rozmowy tego dnia uświadomiły nam, że z Woli Pana Boga Rodzina Ulmów stała się świętą ofiarą reprezentatywną dla wielu ludzi, którzy tak jak Oni, żyli Ewangelią i gotowi byli oddać życie dla ratowania bliźnich. Czyjś Pradziadek, który po ogromnej pracy społecznikowskiej (tak jak Józef Ulma był pasjonatem, tylko zamiast fotografią czy jedwabnikami interesował się kinem i hodowlą koni) w okresie międzywojennym umiera przedwcześnie w wyniku obrażeń poniesionych przy ratowaniu ludzi z płonącego domu. Kto wie, czego dokonałby jeszcze gdyby dożył wojny? A jego żona? Mimo, że borykająca się z losem wdowy z dziećmi udziela schronienia siostrze z małą córeczką. Dopiero niedawno, od starszych ludzi spoza rodziny dowiadujemy się, że ledwie wiążąca koniec z końcem, ukrywała w swoim domu także przez jakiś czas małego żydowskiego chłopca. A ostatnie lata – pierwsza reakcja nas wszystkich na napływ uciekinierów z Ukrainy? I tak płyną przez nasz dom modlitwy przeplatane rozmowami. Uświadamiamy sobie siłę Ewangelii Chrystusowej w nas samych. 

To wielka, niezasłużona łaska, że mogliśmy przyjąć w naszym domu Błogosławionych Ulmów. Skorzystaliśmy z tej okazji, żeby spotkać się w gronie rodziny, znajomych i znajomych znajomych. Porozmawiać o sprawach najważniejszych. Być razem. Jesteśmy wspólnotą i do tej wspólnoty należą od dziś także Wiktoria i Józef Ulmowie z Dziećmi. Bogu niech będą dzięki!

„Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę.” (Hbr 13,2)

Krystyna Rubiec-Masalska