Ferie w Paryżu

W dniach 13-18 stycznia 2024 r., w pierwszym tygodniu warszawskich ferii dane mi było uczestniczyć w pielgrzymce-wycieczce autokarowej do Paryża. Organizatorem i realizatorem pomysłu był ks. Rafał, który do udziału w tym wyjątkowym doświadczeniu zaprosił w pierwszej kolejności dzieci i młodzież z grup liturgicznych (ministranci, lektorzy, schola) oraz rodziny i chętnych.

Przed wyjazdem, pewnie jak każdemu rodzicowi w takich okolicznościach, towarzyszyło mi klasyczne „reisefieber” z mnóstwem pytań i wątpliwości: czy w okresie infekcyjnym będziemy zdrowi, jak wytrzymamy taką długą podróż ok. 3 tys. km w tę i z powrotem w autokarze, czy podróż będzie bezpieczna, czy mamy właściwe rzeczy, a jaka będzie pogoda, czy w pierwszym tygodniu odnajdziemy się w grupie osób, które co najwyżej znamy tylko z widzenia? I wiele innych pytań.

Pielgrzymkę rozpoczęła Msza św. w kościele o godz. 5.30 z błogosławieństwem ks. Proboszcza, który jak ojciec wyprawił nas w drogę. Od tego momentu ustąpiły wszelkie niepokoje i pojawiła się ufność i otwartość na podarowany czas. Po raz pierwszy od dawna poczułam komfort bycia uczestnikiem wyprawy pod opieką odpowiedzialnego organizatora, który nad wszystkim czuwa, zaprasza do współpracy inne zaangażowane osoby, które można obdarzyć zaufaniem: jechał z nami pilot Jacek oraz niezawodni kierowcy.

W czasie drogi czas nie dłużył się – było coś dla ciała i dla ducha. Mogliśmy pospać, odetchnąć od pośpiechu codziennych spraw, porozmawiać, nawiązać relacje, a podczas postoju, po obiedzie, tuż przed przekraczaniem pierwszej granicy był jeszcze deser w postaci jubileuszowych parafialnych słodkości. Czas mijał miło i beztrosko.

Ks. Rafał prowadził modlitwę na początek dnia, koronkę do Miłosierdzia Bożego, Różaniec oraz poruszające rozważania Słowa Bożego, pani Ula, opiekunka naszych scholanek ożywiała nas i ubogacała modlitwę piękną oprawą muzyczną. To niezwykłe, ale mimo długotrwałej drogi – odpoczywałam.

Organizacyjnie wszystko nam sprzyjało, nasz pilot dbał o każdą minutę w programie, aby wszystkie punkty były zrealizowane, a nawet więcej: spełnił marzenie o wspólnej agapie z radosną zabawą, choć początkowo wydawało się, że nie będzie takiej możliwości. Podróżowaliśmy komfortowo i bezpiecznie, nie było trudności w trasie ani na przejściach granicznych, nie staliśmy w kolejkach do atrakcyjnych turystycznie miejsc, a pogoda – kilka stopni na plusie, kiedy w Polsce był mróz, ze słońcem na wjazd na wieżę Eiffla i rejs Sekwaną oraz spacer po Ogrodzie Luksemburskim czy po cmentarzu Pere-Lachaise.

Ale przede wszystkim – grono osób było wspaniałe. Ciągle wspominam z wdzięcznością dzieci i młodzież – radośni, uśmiechnięci, dobrze zorganizowani, punktualni. Ministranci potrafili odnaleźć się w różnych kościołach i kaplicach przy posługiwaniu w czasie Mszy św., a wieczorem siadali razem przy stole do kolacji.  Po tych kilku dniach stawaliśmy się trochę jak rodzina ze Świętej Rodziny.

Z trudem przychodzi mi pisać – „byliśmy w Paryżu”; byłaby to tylko część prawdy, ponieważ w rzeczywistości uczestniczyliśmy w pewnej całości pielgrzymkowej, z intencjami w sercach, wyrażanych w modlitwie w drodze i na Mszy św., a  Paryż, choć ciekawy, pełen historii i zabytków – był tylko tłem tej wyprawy. Nasz świętorodzinny wyjazd  był wypełniony wartościowym i intensywnym czasem. Przeżywaliśmy radość bycia we wspólnocie z  entuzjazmem modlitwy i codziennej Mszy św. w wielu miejscach wielkich, bogatych architekturą i historią, i jednocześnie  ogołoconych z ducha wiary, które nasza modlitewna obecność pod przewodnictwem ks. Rafała i ze śpiewem pani Uli i scholi ożywiała m.in.: w kaplicy bazyliki  Sacré Coeur, w polskiej parafii w kościele Notre-Dame-de-l’Assomption, w gotyckim kościele św. Seweryna z kopią obrazu Matki Bożej  Ostrobramskiej, namalowaną przez W. Wańkowicza, w kościele Notre-Dame Du Rosaire.

Podziwialiśmy te majestatyczne świątynie, których sporo w każdym programie zwiedzania Paryża, ale których cisza, brak obecności wiernych skłaniały do pytań: Francjo – „córo Kościoła” czy pamiętasz jeszcze o swoich Patronach? Św. Dionizym? O św. Joannie d’Arc? I gdzie płaszcz św. Marcina z Tours do miłosiernego otulania? A co z wieżami Notre-Dame?

Było też zdziwienie, że pośród eleganckich butików, zapachu perfum Fragonard itp., widoczne były namioty biedoty pod paryskimi wiaduktami i mostami… 

I obecny, przeplatający się, wzruszający pierwiastek polskości w różnych miejscach.

Ostatniego dnia młodsi przeżywali radość wielogodzinnej zabawy, zaś starsi przypominali sobie jak to jest poddać się beztrosce bajkowego świata – a to wszystko w Disneylandzie.

W drodze powrotnej ubogacaliśmy się świadectwami w poczuciu wdzięczności Panu Bogu: ks. Rafałowi za entuzjazm, mądrość, dzielenie się darami i modlitwę, ks. Proboszczowi za zgodę na nasz wyjazd i błogosławieństwo, pani Uli za przygotowany piękny śpiew, panu Jackowi za rzetelne pilotowanie i wytrwałym kierowcom za bezpieczną podróż i herbatki w odpowiednim czasie, a wszystkim uczestnikom za otwartość na wspólne przeżywanie dobrych chwil. Już czekamy z nadzieją na kolejne wyjazdowe przeżycia.

Anna Szopa-Tyszecka