Przebaczenie jako dar dla zmarłych
Uroczystość Wszystkich Świętych i następujący po niej Dzień Zaduszny kierują nasze myśli ku naszym bliskim zmarłym. Dla nas, wierzących w Chrystusa, śmierć nie kończy życia, ale otwiera bramę wieczności. W prefacji Mszy św. za zmarłych modlimy się: „życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”. Niebo to królestwo miłości, to wieczne przebywanie z Trójcą Przenajświętszą, to nieprzemijające szczęście. Nie każdy jednak człowiek, który umiera pojednany z Panem Bogiem jest przygotowany do nieba. W czasie sądu szczegółowego, w spotkaniu z Chrystusem dostrzega w sobie różne braki, nienaprawione krzywdy, które wyrządził innym, pychę, egoizm, oziębłość w Bożej służbie, niewdzięczność – słowem to wszystko, co zatrzymywało go na drodze do świętości i spowodowało, że brak mu dostatecznej czystości duchowej, czystości serca, która umożliwia oglądanie Bożego Oblicza.
Bóg, najlepszy Ojciec i w tej sytuacji nie pozostawia człowieka samemu sobie, ale na granicy śmierci i wieczności ofiarowuje mu możliwość już pośmiertnego oczyszczenia zwanego czyśćcem. Katechizm nas uczy, że „Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem, ale nie są jeszcze całkowicie oczyszczeni, chociaż są już pewni swego wiecznego zbawienia, przechodzą po śmierci oczyszczenie, by uzyskać świętość konieczną do wejścia do radości nieba” (KKK 1030)
Na tej drodze „czyśćcowej”, która jest także procesem wewnętrznej przemiany i dojrzewania do nieba zmarli nie są pozostawieni samym sobie. Sobór Watykański II naucza, że: „Wszyscy bowiem, którzy należą do Chrystusa, mając Jego Ducha, zrastają się w jeden Kościół i zespalają się wzajemnie ze sobą w Chrystusie. Łączność pielgrzymów z braćmi, którzy zasnęli w pokoju Chrystusowym, bynajmniej nie ustaje; przeciwnie, według nieustannej wiary Kościoła umacnia się jeszcze dzięki wzajemnemu udzielaniu sobie dóbr duchowych”.(LG 49) Jest to tajemnica „świętych obcowania”, zwana inaczej „communio sanctorum” czy wspólnotą świętych.
Jednym z tych dóbr duchowych, jakim możemy obdarzyć naszych zmarłych jest przebaczenie im wszystkiego czym wobec nas zawinili i skrzywdzili nas za życia. Podczas ostatniej wieczerzy Pan Jezus powiedział m.in. do Apostołów: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13, 34-35). Prawdziwa miłość to taka, która „nie pamięta złego” (1 Kor 13,5), czyli miłość przebaczająca.
Na co dzień doświadczamy jak nam trudno przychodzi ją praktykować, jak nam trudno przebaczać, nawet najbliższym. Ta trudność była udziałem i Apostołów, czego dowodem było pytanie Piotra: „Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy” (Mt 18, 21-22). Znaczy to tyle, co zawsze, nieskończoną ilość razy; w tym względzie nie istnieją żadne granice. Pan Jezus powracał w swojej nauce wiele razy do przebaczenia. Wprowadził je także do modlitwy Ojcze nasz: „przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili”. (Mt 6,12) Zgodnie z tymi słowami Modlitwy Pańskiej przebaczenie jest niezbędnym warunkiem do otrzymania przebaczenia od Pana Boga i naszych grzechów.
Pan Jezus nie tylko nauczał o konieczności przebaczenia, ale sam je praktykował. Przebaczył Piotrowi, który Go się zaparł, a wisząc na Krzyżu wołał do Ojca: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią” (Łk 23, 34). Wpatrzeni w przykład Jezusa powinniśmy przebaczać wszystkim, wszystko i zawsze. Taką przebaczającą miłość mamy okazywać nie tylko żyjącym, ale i zmarłym. Co więcej? Przebaczenie zmarłemu wszystkiego czym wobec nas zawinił, powinno być pierwszym gestem miłości i pomocy jaką mu okażemy. Tymczasem zdarza się i to wcale nie tak rzadko, że jeszcze ciało zmarłego czeka na pochówek, a już w rodzinie zaczynają się nieporozumienia, kłótnie, daje o sobie znać mniej lub bardziej uzasadniony żal do zmarłego.
Czasem zmarły pozostawał w konflikcie z sąsiadami, lub innymi osobami, które faktycznie skrzywdził i nie zdążył się z nimi pojednać lub któraś ze stron świadomie nie chciała się pogodzić. Pozostała po tym wszystkim żywa, bolesna rana. Zdarza się, że pokrzywdzony, pozostający przy życiu uważa, że jego „krzywdziciel” nie zasłużył na przebaczenie nawet po śmierci. Jeżeli zmarły rzeczywiście wyrządził krzywdę i nie zadośćuczynił za nią zabrał ten balast ze sobą do wieczności. Będzie może nie tylko za to cierpiał, ale i czekał na przebaczenie.
Do Marii Simmy przyszedł kiedyś pewien gospodarz, który przedstawił jej następujący problem. Budował oborę, ale nie mógł jej dokończyć, ponieważ mur wznoszony w dzień, w nocy zamieniał się w ruinę. Trudno było znaleźć przyczynę tego zjawiska. Maria zapytała go, czy przypadkiem nie był skłócony z kimś, kto zmarł bez pojednania. Gdy usłyszała odpowiedź twierdzącą, powiedziała mu, że być może ten zmarły w ten dziwny sposób prosi go o przebaczenie. Mężczyzna stanowczo zaprotestował: „Co? Mam mu przebaczyć tyle ciężkich krzywd, które mi wyrządził, aby mógł dostać się do nieba? Nie, o nie, niech pokutuje za swoje grzechy”. Maria długo przekonywała go i prosiła o przebaczenie zmarłemu. Na koniec odwołała się do modlitwy „Ojcze nasz” i powiedziała mu, że postępując w ten sposób mówi właściwie do Pana Boga: „nie możesz mi Panie Boże przebaczyć moich grzechów, bo i ja nie przebaczam bliźniemu”. Wtedy ustąpił i przebaczył. Mur już więcej się nie zawalił.
O tym, jak bardzo zmarli czekają na przebaczenie ze strony żyjących pisze również Anna, w książce: „Świadkowie Bożego Miłosierdzia”. Przeżywający stan czyśćca mówili jej, że ten, kto krzywdził innych za życia, w czyśćcu czuje to samo, co czuli przez niego krzywdzeni. Jedna z jej krewnych prosi ją bezpośrednio: „wybacz mi wszystko zło, które ci wyrządziłam, bo wiem, że przeze mnie twój stan zdrowia pogorszył się i bardzo ci utrudniłam powrót do Chrystusa”. Inny przekaz: „Joannę boli niezmiernie, stokroć bardziej niż ciebie, że zatrzymują ją właśnie wciąż trwające skutki jej postępowania. (…) Tu widzi się konsekwencje swoich czynów, to jak one niszczą dalej miłość i zgodę, pomimo śmierci osoby, która je wywołała.”
Zmarły ojciec duchowy Anny mówił jej: „zawsze pierwszym obowiązkiem waszym powinna być prośba o łaskę dla osoby zmarłej, wstawiennictwo za nią i wybaczenie wszystkich krzywd sobie wyrządzonych, o ile wam naprawdę o jej szczęście chodzi”. Kiedy indziej usłyszała słowa pochodzące od samego Pana: „jeśli rzeczywiście pomóc chcesz twoim zmarłym, przebaczaj im co prędzej wszystko, czym ci zawinili, a przebaczenie twoje łącz z ofiarą Syna mego i Mnie oddawaj”. I ostatni przekaz: „gdy skrzywdzony modli się i prosi za winowajców, wtedy radość ogarnia całe niebo”.
Nikt nie pojednany z bliźnimi nie będzie zdolny do przeżywania radości nieba. Przebaczając zmarłym, pomagamy im w zbliżaniu się do Boga, a sobie możemy „zaoszczędzić” nieco przyszłych cierpień czyśćcowych.
Kinga Szczurek wdc