Jak dobrze pościć?

Przygotowujemy się do Wielkiego Postu, który rozpocznie się już w Środę Popielcową, ale warto przy tej okazji odświeżyć swoją świadomość o innych – takich „niewielkich” postach – które możemy i powinniśmy podejmować dużo częściej, niż raz w roku w postaci czterdziestodniowego okresu przed Świętami Paschalnymi. Chodzi o post w każdy piątek i post eucharystyczny – w dużym stopniu zapomniane i źle rozumiane praktyki religijne, z których większość osób wierzących, niestety, zrezygnowała.

W ostatnich dziesiątkach lat, w kulturze zachodniej, coraz trudniej się pości. Nie chodzi o to, że nie stać nas na wysiłek odmówienia sobie czegoś dobrego i potrzebnego. Coraz chętniej podejmowane diety (czasem bardzo radykalne, aż do nazwania ich „głodówkami”) i daleko posunięte zmiany w trybie życia, powodowane względami zdrowotnymi czy estetycznymi są tego zaprzeczeniem. Chodzi o to, że coraz trudniej nam zauważyć jedność wszystkiego, co robimy (również tego, co i jak jemy, czy też, czego nie jemy) z relacją do Pana Boga. A bez tego nie zrozumie się, czym jest post i w związku z tym, nie będzie się chętnie i owocnie z niego korzystało. Bo sens każdego postu jest wtedy, gdy połączy się go z modlitwą i jałmużną. Bez tego będzie właśnie działaniem tylko prozdrowotnym, lub marną i śmieszną karykaturą praktyk religijnych.

Zacznijmy od postu piątkowego. Jasne jest, że podejmuje się go ze względu na śmierć tego dnia Pana Jezusa. To wiedzą prawie wszyscy. Ale po co to robimy? To już nie jest tak oczywiste. Przede wszystkim po to, by jednoczyć się z Jezusem, by „współcierpieć” z nim i w pewnym  sensie razem z Nim zbawiać świat. Pisze o tym św. Paweł w dość tajemniczym fragmencie Listu do Kolosan mówiąc: „raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24). Oczywiście nie chodzi o to, że Męce Jezusa czegoś brakuje. Byłoby to sprzeczne z całym nauczaniem Apostoła Narodów, a szerzej Biblii. Paweł wyraża nadzieję, że jeśli jego cierpienia będą złączone z Cierpieniem Jezusa, to przyniosą one owoc łaski skierowanej do tych, za których cierpi. Żeby tak się stało potrzeba dwóch warunków. Nasz piątkowy post musi nas naprawdę jakoś „zaboleć”, a po drugie warto go połączyć z konkretną intencją, którą chcemy wesprzeć odmówieniem sobie czegoś.

To drugie jest dość proste. Wystarczy piątkowym rankiem czy przy czwartkowej modlitwie wieczornej wybrać sobie jakąś sprawę czy osobę, za którą chcemy pościć w tym dniu. Z drugim może być problem. Prawo kościelne zobowiązuje nas do unikania tego dnia mięsa. Zwyczaj ten, jak wiele innych form pobożności, powstał w rejonie basenu Morza Śródziemnego, gdzie (oczywiście nie tylko tam) mięso było rarytasem, na który mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi, a biedota jadła to, czego jest tam pod dostatkiem, czyli ryby i to, co nazywane jest „owocami morza”. Dziś sytuacja jest inna i mięso nie jest już dla większości osób niczym szczególnie rzadkim w ich jadłospisie, a inni z kolei zupełnie wykluczyli je ze swego jadłospisu z powodów zdrowotnych (a czasem światopoglądowych). Pozostał on wprawdzie w sankcjonowanej przepisami kościelnymi polskiej tradycji postu, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że stracił swe znaczenie postne, czyli zazwyczaj usuniecie mięsa z jadłospisu na jeden dzień nie jest związane z jakimkolwiek wyrzeczeniem. Tym bardziej, że możemy sobie łatwo wyobrazić jedzenie potraw teoretycznie postnych (świetne i drogie ryby czy ekskluzywne sery) na które wiele osób nie może sobie codzienne pozwolić.

Co zatem zrobić? Każdy z nas ma jakieś smakołyki, przyzwyczajenia, upodobania, z których trudno mu zrezygnować. To może być codzienna kawa, słodycze itp. Ale mogą to być też jakieś zachowania, zajęcia, które lubimy i ich odsunięcie  byłoby dla nas w pewien sposób dotkliwe, na przykład niezwiązane z pracą korzystanie z internetu, oglądanie serialu, granie w gry, oglądanie telewizji  czy słuchanie muzyki. Warto zatem do powstrzymania się od jedzenia mięsa, dodać coś, co będzie jakoś dotkliwe dla nas. Coś, co może (oczywiście mając świadomość proporcji) jakkolwiek zbliżyć nas do współodczuwania Cierpienia Jezusa. 

Pozostaje temat prawdopodobnie jeszcze bardzie zaniedbanego przez nas postu eucharystycznego. Tutaj znów warto poszukać jego sensu. Przyjmując do siebie Jezusa Eucharystycznego, przyjmujemy Go jako pokarm, ale jednak pokarm bardzo wyjątkowy. Prawo kościelne zobowiązuje nas (z wyjątkiem osób chorych i opiekujących się nimi) do powstrzymania się od jedzenia na co najmniej godzinę przed przyjęciem Komunii. Ma to być jeden z elementów przygotowania się do niej. Dlaczego? Żeby łatwiej nam było zauważyć, że Jezus jest pokarmem innym, niż wszystkie pozostałe. Takim, którego nie powinniśmy spożywać w ciągu wielu działań, jakie podejmujemy w ciągu dnia, ale zostawiamy mu przestrzeń, do której go godnie zapraszamy. Analogicznie nie powinniśmy „wpadać” do kościoła tuż przed mszą świętą czy nabożeństwem, podczas którego jest udzielana Komunia, ale poszukać jakiegoś „buforu” czasowego w postaci chwili na wyciszenie się. Jezus chce wchodzić w naszą codzienność i zwyczajność życia, ale nie zapominajmy, że jest jednak Kimś, kto ma w tej zwyczajności zająć miejsce bardzo szczególne i w tym właśnie post eucharystyczny ma nam pomóc.

ks. Zbigniew Rajski