Pójdź, bądź moim światłem

Parafialne rekolekcje wielkopostne głosił ks. dr Krzysztof Chodkowski z diecezji łomżyńskiej, liturgista, dyrektor Diecezjalnego Domu Księży Emerytów. Przez trzy dni rekolekcji odkrywaliśmy obecność  Zbawiciela pośród nas, w naszym codziennym życiu i w tej przestrzeni, która tworzy się w kościele, gdy przychodzimy, by uczestniczyć w Eucharystii.

 

Pierwszego dnia rekolekcji kierowaliśmy swój wzrok na ambonę  – miejsce przepowiadania Bożego Słowa, które ma moc. Boże Słowo stwarza, daje życie, ożywia, jest drogowskazem. Bóg w swoim słowie jest wierny. Zadawaliśmy sobie pytanie, jak słucham Słowa Boga? Zastanawialiśmy się też, jakie są nasze ludzkie słowa? Czy w tych słowach jest prawda i nadzieja, czy coś, co niszczy człowieka i odbiera mu nadzieję.

Kolejnego dnia patrzyliśmy na ołtarz, który jest miejscem sprawowania Najświętszej Ofiary – Ofiary Krzyża, Ofiary naszego zbawienia. I w tym dniu, patrząc na ołtarz, przypominaliśmy sobie wymowę darów chleba i wina, które mocą Ducha Świętego właśnie na ołtarzu stają się ciałem i krwią Chrystusa. W tych darach chleba i wina każdy z nas może składać Panu Bogu w ofierze swoje życie, swoją codzienność. Właśnie w ten przedziwny sposób w tych darach ludu – chlebie i winie – włączamy nasze życie w krzyż Chrystusa, w Jego zbawczą ofiarę. Pytaliśmy się też siebie, czy my – ludzie XXI wieku – jeszcze potrafimy być ofiarni, bezinteresowni, otwarci na innych.

Trzeciego dnia rekolekcji w naszym patrzeniu na Chrystusa, który jest obecny, kierowaliśmy wzrok na tabernakulum, które jest centralnym punktem, sercem kościoła. Jest to miejsce, w którym przebywa żywy Jezus. Rekolekcjonista pytał nas czy wierzymy w realną obecność Jezusa w Eucharystii. Obecność Jezusa w tabernakulum jest zaproszeniem do modlitwy. Jaka jest moja modlitwa, czy jest ufna, czy otwieram się na Pana Boga, czy nie chcę Go zagadać swoimi sprawami, czy w modlitwie jestem ufny jak dziecko przed ojcem? – pytał kaznodzieja.

Ostatniego dnia ksiądz rekolekcjonista przywołał obraz miłosierdzia Boga, o którym dowiadujemy się z przypowieści o marnotrawnym synu, zwanej też przypowieścią o miłosiernym ojcu. Kiedy patrzymy na syna, który roztrwonił majątek, hulał, zwiedzał świat, szalał poza domem, a gdy okazało się, gdy już wszystko przepuścił, to wrócił do domu, do własnego ojca. Jest taki wiersz ks. Jana Twardowskiego, który mówi, że można mieć wszystko, żeby odejść, a trzeba już nic nie mieć, żeby wrócić.

ks. Jan Twardowski „Żeby wrócić”

Można mieć wszystko żeby odejść

czas młodość wiarę własne siły świętej pamięci

dom rodzinny skrzynkę dla szpaków i sikorek

miłość wiadomość nieomylną

że nawet Pan Bóg niepotrzebny

potem już tylko sama ufność

trzeba nic nie mieć

żeby wrócić
                            

I tak jest w czasie rekolekcji. My jesteśmy jak ten syn marnotrawny, który wraca do domu ojca, wraca, bo wie, że tu czeka na niego ojciec, wie, że ojciec nie wypędzi, nie poszczuje psami, nie wyrzuci na zewnątrz, ale znów przygarnie. Właśnie dlatego nasze chrześcijańskie powołanie i życie jest takie piękne, bo możemy liczyć na Miłosiernego Ojca, który nas wciąż zaprasza, przygarnia, przebacza. Więcej – wychodzi naprzeciw. Czym jest Wielki Post, jak nie wyjściem Pana Boga do nas? Boga, który czeka jak miłosierny ojciec na Ciebie. Czy już wybrałeś się w tę drogę do Niego? Czy wracasz do domu? – pytał ks. rekolekcjonista.

My często szukamy pogłębienia wiary, szukamy sposobu na życie, na szczęście rodzinne, gdzieś nie wiadomo gdzie, a tymczasem to, co jest najpiękniejsze i najważniejsze jest właśnie w domu. W tym domu, jakim jest nasz Kościół, w tym domu, jaki tworzymy wraz z rodziną.

W latach 70. ub. wieku bardzo popularny był pianista jazzowy Keith Jarrett. Najbardziej znany jest jego koncert koloński, który zagrał w operze na rozstrojonym fortepianie. Kiedy zorientował się tuż przed występem, że instrument jest niesprawny chciał zrezygnować, pomimo prawie półtoratysięcznej widowni. Jednak za namową pewnej dziewczynki zaimprowizował. Koncert okazał się najpiękniejszym dziełem jego życia. Ta improwizacja wzięła się z geniuszu artysty. Być może w innej sytuacji by nie powstała.

My jesteśmy trochę jak ten artysta, czasem szukamy nie wiadomo czego. Chcielibyśmy mieć idealny dom, idealny Kościół, idealne poczucie wartości, swoje sumienie, wrażliwość – wszystko w idealnym stanie. Chcielibyśmy mieć taki fortepian nastrojony do końca, a tymczasem jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Umiejmy dostrzec to piękno, które daje nam Kościół. Chciejmy zobaczyć Chrystusa, który jest w swoim Słowie, w Eucharystii, w Najświętszej Ofierze. Umiejmy zachwycić się Panem Jezusem, który przebacza nam grzechy i przygarnia, zaprasza wciąż. Umiejmy zachwycić się naszą rodziną, taką jaka jest, ludźmi, mężem, żoną, dziećmi, rodzicami, współpracownikami – takimi jacy są. Oni mogą stać się lepsi dzięki nam. Zacznijmy zmienianie świata od siebie, a nie od innych.

Do Boga, jak pisze ks. Jan Twardowski, prowadzi bezradny szczebiot wiary. Kiedy patrzymy na życie wielkich świętych, to widać, że ono nie było szczególnie porywające, fascynujące. Najczęściej nie było w ich życiu wielkich i spektakularnych wydarzeń, a zwykła codzienność – szara, czasem nudna, nieraz przybijająca człowieka do krzyża. Właśnie w tej codzienności odkryć piękno, to znaczy zmartwychwstać z Chrystusem.

Kiedy ks. Twardowski był u szczytu sławy jako poeta został poproszony o udzielenie wywiadu dla telewizji. Przyjechała ekipa, kamery, światła, mikrofony i redaktor prowadzący wywiad zapytał: Jak ksiądz artysta, przeżywa każdy dzień? Jak ksiądz tworzy? Ksiądz Twardowski odpowiedział: – Wstaję rano, umyję się, idę do konfesjonału, potem Mszę św. odprawię, później zjem śniadanie, trochę pośpię, bo jestem już starszy, potem, jak mi coś przyjdzie do głowy, to napiszę parę zdań, potem jest obiad, znów się położę spać, chociaż na pół godziny, potem idę na spacer, modlę się, wiadomości oglądam i potem kładę się spać. Jakież było zdziwienie na twarzy redaktora, który liczył na spektakularne wydarzenia w życiu tego wielkiego artysty, a on żył tak zwyczajnie.

Po śmierci Matki Teresy z Kalkuty, która w naszych czasach jest niezwykłą postacią, świętą znaną na całym świecie, ukazał się dziennik jej duszy, wcześniej niepublikowany. Pisze tam, że przez większość swego życia doświadczała niezwykłych trudności w wierze, że nie czuła obecności Pana Boga, chęci na modlitwę, a adoracja sprawiała jej trudność. Tak po ludzku nie miała siły. I co wówczas dawało jej wewnętrzną moc? Przypominała sobie słowa, które kiedyś w głębi duszy usłyszała, a były to słowa Jezusa, który mówił do niej: Pójdź, bądź moim światłem. I Matka Teresa szła w codzienność życia, w swoje banalne obowiązki, sprawy trudne, przygnębiające. Dzisiaj Pan Jezus ciebie wysyła – nie na misje, gdzieś daleko – wysyła cię do twojego domu, do twojego serca, do twojego sumienia. Pójdź, bądź Jego światłem wszędzie tam, gdzie panuje mrok, ty zapalaj choć iskierkę nadziei. Bo w codzienności odkryć piękno, znaczy zmartwychwstać.

I tego Wam, kochani,  z całego serca życzę! Życzę Wam paschalnej radości zmartwychwstania!

ks. Krzysztof Chodkowski