Bazylika Grobu Pańskiego – moje wspomnienia

Rok 1993 – kamień

W roku 1993 byliśmy jedną z pierwszych polskich grup pielgrzymujących po Ziemi Świętej. W Jerozolimie zamieszkaliśmy w schronisku młodzieżowym przy III Stacji Drogi Krzyżowej. Do bazyliki Grobu Pańskiego mogliśmy chodzić w każdej chwili dnia, bo droga trwała ok. 10 minut. Zwykle chodziłem po południu, gdy było mniej pielgrzymów, mniej błyskających fleszy, mniej przepychających się tłumów i żadnych Rosjan. Jerozolima była wtedy spokojniejsza, konflikt żydowsko-palestyński mniej widoczny, mniej izraelskich żołnierzy na ulicach. Któregoś dnia poszedłem przed zachodem słońca do Grobu Pańskiego. Bazylika prawie pusta. Niewielka grupka prowadzona przez franciszkanina wędrowała po bazylice w kierunku klasztoru braci mniejszych. Kiedy podszedłem bliżej usłyszałem polski język, więc zbliżyłem się do nich i dalej im towarzyszyłem. Na terenie klasztoru zakonnik powiedział, że ze starego muru mogą wziąć kamienie, bo będzie on likwidowany. Podszedłem i ręką wyrwałem kamień z muru wraz z kawałkiem zaprawy. Część tego kamienia jest kamieniem węgielnym w naszym kościele.

 

Rok 2000 – Msza Święta

Zaproponowałem, aby w roku Wielkiego Jubileuszu pieszo przejść śladami Pana Jezusa w Ziemi Świętej. Organizacji podjęli się pallotyni. Pojechaliśmy we wrześniu w grupie 35 osób. Na granicy egipsko-izraelskiej dowiedzieliśmy się, że wybuchło powstanie palestyńskie i z tego powodu nasze plany są mocno ograniczone. Widzieliśmy pogrzeby Palestyńczyków i skutki ulicznych starć w Nazarecie, z kościoła Dominus Flevit (Pan Zapłakał) na Górze Oliwnej obserwowaliśmy czarne dymy z palonych opon nad Jerozolimą i grupy żołnierzy izraelskich strzelających na cmentarzu muzułmańskim pod Złotą Bramą. Dowiedzieliśmy się, że można wieczorem być na liturgiach w Bazylice Grobu. Poszliśmy wieczorem do Bazyliki w kilka osób. O godz. 20.45 przed Bazyliką było mniej niż 20 pielgrzymów. Odbyła się ceremonia otwarcie drzwi bazyliki. Otworzono małe okienko we wrotach i mnich podał przez nie niewielką drabinkę o czterech szczeblach. Na drabinkę wszedł mężczyzna w cywilnym ubraniu i kluczem otworzył zamek we wrotach – otwarto drzwi, po czym drabinkę oddano do środka. Mogliśmy wejść. O godz. 22.00 rozpoczęła się bogata liturgia prawosławna. Prowadzili mnisi greccy. Najpierw nabożeństwo w kaplicy greckiej po prawej stronie, naprzeciwko kaplicy Grobu Pańskiego, a potem liturgia w samej kaplicy. Wiernych było ok. 50 osób. Przepych strojów celebransów, śpiewy atoskie, dym kadzideł w przyciemnionym wnętrzu bazyliki stwarzały niezapomniany nastrój Boskiej Tajemnicy. Po liturgii ortodoksyjnej nastała cisza, większość zgromadzonych opuściła świątynię. Było już po 12-tej w nocy. Pozostała grupka rozproszyła się w mroku i pogrążyła cichych modlitwach. Gdzieniegdzie błyskały światełka płonących lampek. W oddali usłyszałem cichy głos śpiewający. Dochodził z dołu aż z Kaplicy św. Heleny gdzie jeden z naszych kolegów śpiewał psalm. O godz. 1-szej bazylika rozbrzmiała potężnym śpiewem – liturgię rozpoczęli Ormianie. Ich silne głosy wypełniły wnętrze świątyni. Ponownie zgromadziliśmy się wokół Kaplicy Grobu zachęceni egzotycznymi dla nas pieśniami. Kiedy po dwóch godzinach skończyli Ormianie, w niewielkiej kapliczce z tyłu Kaplicy Grobu Pańskiego Koptowie zaczęli swoją liturgię. Nowe głosy, nowe niezwykłe melodie liturgiczne, nowe barwne stroje kapłanów. Dziękuję Bogu, że pozwolił zbudować Swój kościół tak różnorodny i tak zachwycający. Ok. godziny 5-tej z klasztoru franciszkanów wychodzi, ubrany w ornat polski ksiądz i po schodkach obok Pękniętej Skały, idzie na górę, by odprawiać Mszę Św. przy ołtarzu w miejscu Krzyża. Chcemy pospieszyć za nim, ale tuż za nim wychodzi ksiądz Japończyk w ornacie z naczyniami liturgicznymi i kieruje się do Kaplicy Grobu Pańskiego. Idziemy za nim. Stajemy skromnie w Kaplicy Anioła, ale hiszpańska zakonnica gestem zaprasza, abyśmy weszli do wewnątrz. W miejscu, gdzie zwykle z trudem mieści się cztery klęczące osoby, obok księdza staje nas pięcioro. Gdy ksiądz klęka, my wciągamy brzuchy. Ksiądz odprawia po japońsku, zakonnica odpowiada po hiszpańsku, my cicho z książeczki czytamy tekst po polsku. Jesteśmy niesamowicie przejęci. Stoimy obok płyty, na której spoczywało ciało Chrystusa. Na naszych oczach składana jest w tym samym miejscu Ofiara. To wrażenie pozostanie nam w oczach i w pamięci na całe życie. Kiedy wracamy do hotelu – na Górze Oliwnej towarzyszy nam niesamowita radość – pełnym głosem śpiewamy Godzinki.

Jerzy Kazimierczak