Katechezy, ziarno, plon
Kilkanaście spotkań w naszym kościele i w domu parafialnym, dużo Słowa, dwudniowy wyjazd – zakończył się cykl katechez, na który zapraszali katechiści drogi neokatechumenalnej pod koniec stycznia.
Nie zajmuję się specjalnie ogrodem – to domena mojej żony. Mam jednak poczucie, że z głoszeniem katechez jest tak jak z rozsiewaniem ziarna. Nigdy do końca nie wiadomo, na jaką glebę padnie, na jakie warunki trafi, czy nie przylecą wróble albo czy nie powrócą przymrozki. A jednak ludzie wciąż sieją i sadzą rozmaite rośliny i dzięki temu nie tylko mamy co jeść, ale i świat staje się piękniejszy. Oczywiście ten, kto sieje, chciałby, żeby każde ziarno wzrosło. W miarę upływu czasu przekonuje się jednak, że to po prostu niemożliwe i pewnie cieszy go każdy wzrost i każdy plon. Takie jest w każdym razie moje doświadczenie – już nie jako ogrodnika, ale jako katechisty, czyli tego, kto pełni posługę głoszenia katechez.
Te katechezy opierały się przede wszystkim na Słowie Boga zawartym w Piśmie świętym. Stawały nam przed oczyma postacie i wydarzenia – Abraham i święty Paweł ,wyjście Izraelitów z Egiptu, zesłanie Ducha Świętego i najważniejsze: Zmartwychwstanie. Pobudzały do refleksji nad własnym życiem, może pomagały dostrzec coś nowego i – ufam – dawały nadzieję.
Muszę powiedzieć, że dla mnie jest to doświadczenie zupełnie niezwykłe: móc widzieć, jak Jezus Chrystus Zmartwychwstały przez głoszone Słowo porusza kogoś, ośmiela, zachęca do zaufania.
Bardzo jestem wdzięczny za możliwość uczestniczenia w tej przygodzie z Nim i z tymi wszystkimi, którzy tym razem słuchali katechez. Mnie one też poruszyły. A na kolejne katechezy – jak Pan Bóg da – zaprosimy jesienią.
Wojciech Widłak