W Jego ranach jest nasze zdrowie

W tym roku Środowisko Medyczne Świętej Rodziny do swojego programu spotkań wybrało osobę św. Brata Alberta Chmielowskiego. Pierwszą konferencję o tym świętym wygłosił 14 września ks. Andrzej Mazański na podstawie pracy doktorskiej ks. Andrzeja Buczela, będącej analizą psychologiczną postaci Adama Chmielowskiego, pisanej pod kierunkiem doc. dr hab. Krystyny Ostrowskiej (obecnie już profesor UW) w 1988 r., naszej parafianki. Ks. Andrzej  Buczel w swoim doktoracie stawia tezę, że brat Albert był czystym pasjonatem, a jak wiadomo wielu świętych było pasjonatami, i przedstawia cechy tego świętego.

Pierwsza cecha to zamiłowanie do wielkich spraw. Oznacza to, że Adam Chmielowski, nie obawiał się, a wręcz szukał tego, co byłoby wielkie. Jego dewizą życia było: „Jeżeli poznam, że coś jest doskonalsze to uczynię”. Czyli cały czas szukał tego, co doskonalsze. Znalazł pasję, która jest związana z odkryciem tego, co jest treścią święta Podwyższenia Krzyża Świętego – uniżenie i wyniszczenie Syna Bożego, który najpierw się uniża przez to, że ogałaca samego siebie przyjmując naturę ludzką – Betlejem, a wcześniej Nazaret i Zwiastowanie. Oto Syn Boży wybiera drogę zwykłego człowieka. Potem kolejne etapy uniżania i wyniszczania się Jezusa, który przyjmuje to, że jest niezrozumiany, że jest odrzucony, że jest zlekceważony, potem osądzony i ukrzyżowany i wchodzi w doświadczenie śmierci. Brat Albert odkrywa, że to jest droga ratunku, zbawienia. Odkrywa swoją drogę i pasję. 

Drugą cechą tego Bożego pasjonata było realizowanie przedsięwzięć długoterminowych. Nie tylko troszczył się o zdobycie jedzenia dla biedaków czy uczył ich pracy, ale dla niego najważniejsze było ratowanie duszy tych ludzi. Brat Albert wszystko podporządkowywał swojej pasji, czyli Chrystusowi i był w tym wytrwały.

Inną cechą pasjonata jest skłonność do ascezy, co polega na wyrzekaniu się przyjemności dla wyższych celów, ograniczanie swych potrzeb do minimum. U Brata Alberta to było widać bardzo wyraźnie. Ks. Andrzej Buczel, jako przykład ograniczania potrzeb do minimum, podaje fakt, że brat Albert spał na desce, na której była słoma przykryta kocem, nawet nie chciał siennika. Miał taką pryczę, jak jego współmieszkańcy.

Stawianie wymagań sobie i innym jest kolejną cechą pasjonata. To co było okazją do pokuty w sensie przyjmowania różnych trudnych warunków, cierpień, czy udręk, brat Albert traktował jako zamianę z korzyścią dla niego. W różnych trudnych doświadczeniach mówił: Bóg mi zamienił piekło na pokutę w tym życiu. Rozumiał, że jego życie zmierzało do tego, że mógłby znaleźć się w piekle, gdyby nie Miłosierdzie Boże. Jeżeli więc Pan Bóg zamienił mu piekło na pokutę, to każde umartwienie było dla niego lżejsze. Kościół tak właśnie naucza, jest to ogólna opinia teologów, że największe cierpienie na ziemi jest mniejsze od cierpienia w czyśćcu, a co dopiero w piekle. 

Przywiązanie do życia rodzinnego także charakteryzuje pasjonata.  A wiadomo, że jak człowieka dotyka łaska Boża, to wszystkie cechy pasjonata przemienia. Także i w tym wypadku, pod wpływem łaski, ta cecha przywiązania do życia rodzinnego przejawiała się tym, że Brat Albert w ogrzewalni, na ile to było tylko możliwe, tworzył atmosferą życia rodzinnego. Zresztą i w kontaktach z braćmi i siostrami było to bardzo widoczne, jego poczucie humoru czy różne historyjki, które opowiadał.

Pasjonat ma także zmysł praktyczny, ale w taki sposób, że nie tyle swoje działania dostosowuje do rzeczywistości, ale rzeczywistość chce dopasować do swojej pasji. Brat Albert był niestrudzony w swoich dążeniach, dopóki rzeczywistości nie dopasował do swojej pasji. Z własnego doświadczenia wiedział, gdzie jest nasze zdrowie, gdzie jest ratunek dla grzesznika.
Był głęboko przekonany na własnym doświadczeniu, że ratunek jest w Ranach Jezusa, w Jezusie Ukrzyżowanym, cierpiącym. Dlatego chciał, aby osoby, które są najdalej, które najmocniej zabrnęły w grzech i nędzę ludzką i są w najtrudniejszej sytuacji dotknęła Moc Zbawienia człowieka. Było to jego pragnienie. Sam odkrył, że aby mogło się to realizować, to on sam musi wejść na drogę wyniszczenia i uniżenia samego siebie.
Taką właśnie drogę wskazuje nam Pan Jezus.