Mamo, czy wiesz, że Pan Jezus jest najważniejszy?

Niedawno mój pięcioletni syn, przedszkolak w trakcie wieczornej rozmowy powiedział: „Mamo cy wies, ze Pan Jezus jest najwazniejsy?”. Pomyślałam, że pewnie siostra katechetka rozmawiała z dziećmi na ten temat w przedszkolu i to zdanie zapamiętał jako ważne. Przyznam szczerze, że te słowa bardzo mnie poruszyły. Od tamtej rozmowy minęły dwa, może trzy tygodnie, a jednak często to pytanie do mnie wraca.

Napisałam najpierw „ciągle”… ale potem uczciwie zmieniłam na „często”. Bo to jest fakt, że nie ciągle. Oczywiście bardzo się cieszę z tej rozmowy, bardzo się cieszę, że moje dziecko już od najmłodszych lat rozmawia ze mną na tak ważne tematy. A z drugiej strony to przecież nie ode mnie to zdanie usłyszał… i to nie moje życie natchnęło go do takiej refleksji.

Chcemy, aby Jezus był najważniejszy. Staramy się dążyć drogą dobrego życia chrześcijańskiego. Chodzimy co niedziela na Mszę świętą, obchodzimy najważniejsze uroczystości i święta w kalendarzu liturgicznym, nie jemy mięsa w piątek, wspieramy ubogich, byliśmy w środę popielcową w kościele i podjęliśmy jakieś wielkopostne postanowienia, … ale czy Pan Jezus jest dla nas najważniejszy zawsze? Bo może tak być, że wiele rzeczy robię dla tak zwanego świętego spokoju, z przyzwyczajenia, albo dlatego, że inni patrzą i mogą mnie skrytykować? Czy ludzka natura dotknięta grzechem nie sprawia, że w wielu sytuacjach życiowych zapominamy o Jezusie?

Powołani uczniowie, apostołowie  wybrali Jezusa, był on dla nich najważniejszy. Piotr zostawił łódź, która dawała mu utrzymanie, zostawił też swoją rodzinę. Mateusz porzucił dochodową posadę celnika. Jan, który był najmłodszy porzucił swoje młodzieńcze plany, marzenia. Paweł zostawił swoją dobrą pozycję w społeczności żydowskiej i swój wyuczony fach tkacza. Każdy z nich uznał Jezusa za najważniejszego i każdy, pomimo tego radykalnego wyboru upadał, miał chwile słabości. Zawiedli Jezusa, gdy został pojmany, stał przed sądem, dźwigał krzyż, umierał.

Raz na jakiś czas widzę, że są osoby, które uważałam za pobożne, uznając je czasem wręcz za wzór życia chrześcijańskiego, odchodzą od Kościoła, odchodzą od Jezusa, stają się zgorszeniem dla świata. Łatwo jest widzieć belkę w oku bliźniego i myśleć, że pewnie stawiały siebie w centrum swojego życia, szukały własnych korzyści, utraciły ufność, zaniedbały rozwój duchowy. A co wynika z mojego codziennego rachunku sumienia…? Czy nie jestem jak Apostołowie na Ostatniej Wieczerzy mówiący do Jezusa, gdy Ten zapowiadał swoją zdradę: „Chyba nie ja Panie?”. No właśnie… a co z moim codziennym rachunkiem sumienia, czy każdego dnia przed spoczynkiem pytam Jezusa jak On widzi ten konkretny dzień, jak widzi moje myśli, pragnienia i czyny?

Tak! Ku Niemu mamy kierować nasze myśli, pragnienia, dla Jego chwały żyć. Ale mamy też Jemu zaufać. To nie my zbawiamy świat, nawet nie zbawiamy siebie samych. To Jezus jest naszym Zbawicielem. To Jego ofiara na krzyżu nas wykupiła na własność Bogu. I dlatego ON jest najważniejszy, bo miłuje nas bezgranicznie. Moje myśli, pragnienia, czyny mają biec ku Niemu, a nie ku mnie samemu. Bo nawet kiedy my o Nim zapominamy, kiedy my upadamy w wierności Jemu, to On nie przestaje nas miłować.

Panie, proszę Cię, prowadź mnie przez okres Wielkiego Postu. Pozwól mi doświadczyć Twojej miłującej obecności w moim życiu. Obym nigdy nie zapomniał, że Twoja śmierć pozostanie na zawsze najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości. Jej znaczenie nigdy nie przeminie. To na Golgocie, na dwóch drewnianych belkach skonał Zbawiciel Świata, by każdy, kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne. 

MS