Miłość bez granic

Letnie niedzielne przedpołudnie, właśnie przyjechaliśmy z naszej mazurskiej wsi na Mszę do pobliskiego miasteczka. Jestem z moimi dziećmi, jest też z nami moja dorosła chrześnica i jej córka. Zaczyna się Msza, słyszę wezwanie Pan z wami. Zaczynam gorąco się modlić o to, by udział w tej Eucharystii był owocny dla mojej chrześnicy, której życie jest bardzo pogmatwane. Zaraz też w sercu budzi się kolejna intencja za mojego najstarszego syna, który oddalił się od Kościoła, i jeszcze kolejna intencja za mojego męża, który został w domu z covidem. I czuję, że intencje jedna za drugą wysypują się z mojego serca. Czuję niepewność, czy ja tak mogę zagadać Pana Boga tyloma sprawami, więc staram się w kołowrocie ważnych spraw powiedzieć sobie: stop, skończ tę wyliczankę.

Patrzę w stronę prezbiterium, tam kapłan sprawuje Najświętszą Ofiarę, powierzając Bogu intencje całego Kościoła. Nad ołtarzem wisi wielki drewniany krzyż z pięknie namalowaną figurą Zbawiciela. Głowa konającego Jezusa zwisa na piersi. Czuję, że przesadziłam, że nie można Pana tak zasypywać swoimi problemami, że powinnam wypowiadać tylko ważne intencje. Zastanawiam się i próbuję wybrać jedną najważniejszą. Patrzę na ramiona przybite do prostej deski krzyża i wtedy dostrzegam, że ramiona Pana układają się w kąt rozwarty, czyli otwarty. Rozwieranie to przecież rozkładanie szeroko, otwieranie na oścież czegoś ściśniętego, czy też wąskiego. Patrząc w rozwarte ramiona Pana doświadczam pokoju. Czuję, że Miłość Pana Boga nie zna granic, że każda z moich spraw jest dla Niego ważna. Równocześnie ustaje gonitwa moich myśli, przelewana w słowotok klepanych intencji. To nie znaczy, że moje sprawy przestają nagle być dla mnie ważne, że nie mam trosk, które pragnę powierzyć Panu Jezusowi. Na nowo słyszę słowa świętego Pawła: Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni (Rz 5,7). Uświadamiam sobie, że nie tylko sprawy, które ja widzę jako ważne, ale też te sprawy, których wagi jeszcze nie dostrzegam, już są w ramionach Zbawiciela.

Wrześniowa uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego jest okazją do dziękczynienia za dar krzyża, który jest widocznym znakiem dla nas chrześcijan, który nas broni, prowadzi i jednoczy. To drzewo krzyża stało się świętym znakiem dla nas, bo zawisł na nim Zbawiciel Świata. Jego ramiona przybite gwoźdźmi w kształt kąta rozwartego pozostają otwarte dla ludzkości na wieki. Pozostają otwarte dla każdego z nas.

I jeszcze jedna refleksja: u stóp podwyższonego krzyża od początków chrześcijaństwa gromadzi się wspólnota Kościoła, ludzi ochrzczonych, wierzących, szukających drogi ku Bogu. Ta wspólnota stanowi jedność w różnorodności darów, charyzmatów, potrzeb i trosk. Moje sprawy nie są mniej lub więcej ważne, niż troski kogokolwiek na świecie. Każdy człowiek jest tak samo ważny w oczach Bożych, a wszyscy razem stanowimy jedną rodzinę uczniów Chrystusa. Dlatego tak ważne jest, by być w Kościele z ludźmi, szukać dla siebie właściwej wspólnoty, czerpać siłę z sakramentów i cieszyć się darem parafialnej społeczności chrześcijańskiej.

Marta