List naszej parafianki z misji w Domu Serca w Procidzie

Prawda o życiu i o osobie ludzkiej jest taka, że przynależy ona do Innego: jest stworzona z Innego, oddycha i żyje z Innego i jest bezpośrednio w rękach Innego. Stawać się bardziej prawdziwą osobą znaczy zmieniać nasze przeświadczenie o byciu panami samych siebie i dojściu do świadomości o całkowitej przynależności do Innego.

Don Luigi Giussani, Alla ricerca del volto umano

Drodzy,

mam nadzieję, że czas Świąt Bożego Narodzenia był dla Was pełen pokoju i radości, szczególnie że były tak inne niż wszystkie wcześniej. Gdy przywołuję pamięcią Święta Bożego Narodzenia rok temu, gdy długo biesiadowałyśmy przy ogromnych stołach w domach naszych przyjaciół, nie mogę wyjść ze zdumienia, jak różnie i pięknie można przeżyć święta podczas misji. W tym roku na cały okres świąteczny został wprowadzony zakaz przemieszczenia się między comunami (powiatami), a w dni świąteczne była ogłoszona wręcz czerwona strefa, co oznacza zakaz przemieszczania się. Przy świątecznym stole formalnie dozwolona była obecność 6 osób. Nie było wiec możliwe przeżywać tych dni z przyjaciółmi, z którymi byłyśmy w latach ubiegłych i którzy są nam bardzo bliscy.

Może właśnie te „ograniczające” okoliczności pozwoliły nam uwrażliwić się i otworzyć na potrzeby samotnych osób w naszym najbliższym sąsiedztwie. Każdego dnia świąt gościłyśmy w Domu Serca kogoś z naszych samotnych przyjaciół, którzy mieszkają w pobliżu i nie bali się przyjść.

Wigilię spędziłyśmy z Anną i Michelą, które mieszkają w naszej kamienicy. Są tak różne… Anna jest osobą z wieloletnią depresją, do której każdego ranka chodzimy przygotować śniadanie. Michela natomiast jest wyzwoloną artystką i myślicielką, która mówi o nas jako adopcyjnych córkach. Jest dla mnie tak ciekawą i ważną osobą, że zdecydowanie zasługuje na więcej miejsca w kolejnym liście.

Pierwszy dzień świąt spędziłyśmy z rodziną Sary i Mirko, którzy mają dwóch małych synków: Andrea i Domenico. Są bardzo prostymi osobami, a ich dzieci odnajdują w naszym domu spokój i radość, których widać, że brakuje im we własnym domu.

Natomiast w drugi dzień świąt zaprosiliśmy Umberto – starszego mężczyznę, którego znamy dobrze, bo wszystkie popołudnia przesiaduje na placu przed naszym domem. Jest wieloletnim rozwodnikiem bez dzieci.

Sama w życiu nie wymyśliłabym takiego scenariusza świąt. Nie myślcie, że wszystkie te spotkania były dla mnie łatwe, ale mam przeświadczenie, że przeżyliśmy te święta w duchu jedności i miłości we wspólnocie i z naszymi przyjaciółmi, którzy zostali nam dani na ten czas. Paradoksalnie wszystkie osoby, z którymi spędziłyśmy święta są niewierzące.

Na początku mojej drogi z Domami Serca usłyszałam, że chrześcijaństwo to wierność rzeczywistości, przyjmowanie jej taką, jaka jest. Ostatnie święta były  dla mnie bardzo konkretnym tego przykładem. To co zakładałyśmy na początku (spędzanie świąt w domach przyjaciół) zweryfikowało się, a rzeczywistość doprowadziła nas do innych pięknych i ważnych spotkań z osobami najbardziej samotnymi w naszym sąsiedztwie.

Rossella

Z powodów niezależnych od nas nie mogłyśmy w tym roku spędzać świąt z naszymi najbliższymi przyjaciółmi jak Laura (jest z rodziną poza wyspą) czy Marią (choroba nowotworowa i brak odporności). Było to dla mnie bardzo smutne, że nie mogłam przeżyć świąt z najbliższymi mi osobami; z osobami, które nas dobrze znają i rozumieją, dla których jesteśmy częścią rodziny. Ale rzeczywistość jest zaskakująca i do wspólnego przeżycia świąt zaprosiła nas piękna, około 40-letnia Rossella, która spędzała święta ze swoimi rodzicami i 10-letnią córką Mirianą. By nie naruszać obowiązujących norm zapraszała nas do siebie po dwie: dwie w dniu Wigilii, dwie w pierwszy dzień świąt i dwie na Nowy Rok. W ten sposób w okresie świąt ugościła każdą z nas. Do tego wszystkiego kupiła dla każdej z nas drobny świąteczny prezent. Jej wielkie serce i otwartość dla każdego z nowych wolontariuszy są dla mnie zdumiewające.

Historia przyjaźni Rosselli z Punto Cuore (Domem Serca) jest bardzo długa. Zna wszystkich poprzednich wolontariuszy i sens naszej misji, dlatego chcę Wam opisać jej osobę, bo jej życie jest dla mnie wielkim świadectwem.

Kilka lat temu, po okresie poważnych trudności w małżeństwie, jej mąż zostawił ją związując się z inną kobietą. Z opowiadań wiem, że był to dramatyczny czas, w którym Rossella bardzo doceniała cichą obecność i wsparcie wolontariuszy Punto Cuore.

Droga wewnętrzna jaką przeszła ta kobieta wzbudza mój wielki podziw. Rossella podjęła drogę przebaczenia swojemu byłemu mężowi, a uznając najgłębszą  istotę ich kościelnego ślubu podjęła życiową decyzję, by nie związywać się z innym mężczyzną. Choć mogłaby ubiegać się o kościelne stwierdzenie nieważności małżeństwa, nie chce tego zrobić, bo to byłoby zaprzeczeniem i odrzuceniem całej swojej przeszłości. Rossella nie żałuje swojej przeszłości i twierdzi, że nawet gdyby mogła, nie zmieniłaby swojej decyzji.

Zdumiewa mnie jej szczerość i prostota, gdy otwiera się przed nami. Jest świadoma, że nie wie, co by zrobiła, gdyby spotkała na swojej drodze mężczyznę chcącego się z nią związać – do dziś takiego nie spotkała. Jest świadoma swojej ludzkiej słabości, ale to co wie na pewno, to że potrzebuje Eucharystii i nie wyobraża sobie ułożyć swojego życia w sposób, który by ją od niej oddzielał.

Każda rozmowa z Rossellą jest dla mnie bardzo zdumiewająca i inspirująca. Przechodzi ona przez życie tak świadomie. Pracuje w Neapolu, co pomaga jej zachować otwarte spojrzenie, wykraczające poza mały świat Procidy. Jednak jej priorytetem jest wychowanie Miriany na odpowiedzialną i wrażliwą osobę. Robi to z największą starannością budowania dobrej relacji między Miri i jej ojcem, wiedząc, że córka potrzebuje obojga rodziców.

Fakt, że Rossella dba tak o jedność rodziny swojej córki w zaistniałej sytuacji, jest dla mnie godny podziwu także w kontekście obiektywnej trudności, jaką jest odmienna postawa jej mamy. Ona wciąż ma problem z przebaczeniem swojemu byłemu zięciowi, a Rossella wkładała wiele wysiłku, by jej córka nie była nastawiana przeciw ojcu przez swoją babcię.

Dom Serca stanowi obecnie ważną część rodziny Rosselli. Dla nas to był także wielki dar, móc być z nimi podczas świąt. Dla mnie też przepiękny znak, jak Bóg prowadzi nas w naszej misji i daje nam wszystko, czego potrzebujemy. Nie mogliśmy być w domu Laury czy Marii, które są dla nas jak mamy, a w tym miejscu czekało nas coś nowego i przepięknego – odkryłyśmy na nowo przyjaźń z Rossellą, która ze względu na wiek może nie patrzy na nas jak mama, ale jak starsza siostra. Rzeczywistość znowu okazała się piękna w swej niepowtarzalności i nieustannej nowości.

„Gesù, pensaci tu”

Jeszcze przed świętami ja i Anna pojechałyśmy wraz z Marią do Neapolu, by dotrzymać jej towarzystwa w podróży na kolejną radioterapię. To był przepiękny poranek pełen ważnych rozmów i spotkań. W drodze powrotnej Maria chciała na chwilę zajść do kościoła Don Dolindo. Podróżując do Neapolu na radioterapię zawierzyła się wstawiennictwu tego sługi Bożego i postanowiła odwiedzać jego grób raz w tygodniu. Cieszę się, że mogłyśmy jej towarzyszyć.

Miałyśmy bardzo mało czasu, by zdążyć na prom, ale gdy w pośpiechu uklękłyśmy przy płycie jego grobu, bardzo uderzyła mnie prostota i autentyczność modlitwy Marii. Powiedziała cichym, lecz pewnym i radosnym głosem: „Don Dolindo, Tobie powierzamy naszych przyjaciół i ich intencje. Ty o tym mów Jezusowi.” Potem w pośpiechu poszła kupić książki tego wielkiego kapłana i ruszyłyśmy w dalszą drogę. Ten prosty gest wiary i zawierzenia bardzo mnie poruszył. Jak często popadamy w pokusę gadulstwa i przerostu formy nad treścią w modlitwie. Z jaką prostotą Don Dolindo mawiał „Gesù, pensaci tu” (Jezu, Ty się tym zajmij). Tego dnia mogłam przyłączyć się do tej prostej modlitwy Marii.

„Przynależność. Prawda o nas”

Teraz mogę już odnieść się do cytatu księdza Luigi Giussaniego, który umieściłam na górze listu, który pochodzi z jego tekstu „Przynależność. Prawda o nas”. Jest to zagadnienie, które zgłębiałam w ostatnim czasie naszej formacji. I myślę, że ta przynależność do Innego to właśnie wierność rzeczywistości. Ta przynależność ma źródło w naszym chrzcie i to ona pozwala nam przechodzić przez życie z ufnością i wiarą, a przede wszystkim w jedności z Innym, od którego pochodzimy. Choćby w tak różnych i nieoczekiwanych kontekstach jak: święta Bożego Narodzenia przeorganizowane przez Covid, samotne wychowywanie córki (Rossella) czy zawierzenie podczas terapii nowotworowej (Maria). Na zakończenie tej refleksji oddam ponownie głos Don Luigi Giussani:

„Żeby nasze życie opierało się na przynależności, oznacza to bycie gotowym na dokonanie przejścia, którym jest poświęcenie. Rozpoznanie na przykład w jakiejś relacji przynależności do Chrystusa oznacza pozostawienie tego, co w tej relacji jest naszym projektem, oczekiwaniem, naszym wymaganiem, porzucenie naszej przynależności do nas samych, dla tej przynależności do Chrystusa.”

Gorące uściski 🙂
Joanna Chlebicka